26 kwietnia 2008

Pożegnanie ze stażem

Czy zapowiedziana przez minister zdrowia rychła likwidacja stażu może odbyć się bez gruntownych zmian w programach studiów medycznych? Gdy Ewa Kopacz zaskoczyła wszystkich swoim pomysłem, wielu przywitało go entuzjastycznie: po co świeżo upieczeni absolwenci mają tracić kolejny rok na kształcenie, skoro i tak czeka ich kilka lat zdobywania specjalizacji?

Otrzeźwienie przyszło w porę. Nie można, nawet pod pozorem (ani wysoko rozpiętym sztandarem) ułatwiania zawodowego startu młodym lekarzom, tak raptownie i bezceremonialnie naruszać pewnej ciągłości kształcenia. Jeśli zajęcia stażowe miałyby zostać przeniesione na VI rok studiów, to trzeba taką zmianę zapowiedzieć przynajmniej trzy lata wcześniej, by uczelnie mogły się do tego przygotować.
A i tak nie będzie to proste. Przedstawiając swoje plany, pani minister powołała się podczas konferencji prasowej (swoją drogą to dziwne, że o tak kardynalnej reformie nie zostały wcześniej poinformowane izby lekarskie ani uczelnie medyczne) na osobiste doświadczenia wyniesione z własnego stażu. Najwyraźniej nie były one dobre. Czy jednak, sięgając pamięcią jeszcze dalej wstecz, szefowa resortu swoje studia uznaje za wystarczające w przygotowaniu jej do pracy lekarza? Czy nie były zbyt teoretyczne, pozbawione możliwości bliższego kontaktu z pacjentami? Czy nauczyła się szyć rany, miała w ręku igłę punkcyjną? Czy nauczyciele akademiccy nie mówili w kółko: wasza grupa jest zbyt liczna, byście mogli to zobaczyć; na stażu wszystko nadrobicie!

Rzecz jasna trzeba skończyć z takim sposobem kształcenia. Od wielu lat trwa debata nad uczynieniem przynajmniej z trzech ostatnich lat studiów prawdziwej szkoły medycyny. Więcej praktyki, mniej teorii – domagają się studenci, których często faszeruje się wiedzą w taki sposób, jakbyśmy nadal żyli w epoce co najmniej przedinternetowej. Tymczasem słuszna jest uwaga, jaką usłyszałem na posiedzeniu komisji kształcenia Naczelnej Rady Lekarskiej (która zresztą ostro sprzeciwiła się planom likwidacji stażu): studenci powinni się uczyć teorii sami, natomiast większość zajęć należy zorganizować im w szpitalach, przy łóżkach chorych, i w izbach przyjęć. Wtedy dopiero będzie można zrezygnować z dodatkowego roku, jaki dziś każdy absolwent medycyny spędza na kilku podstawowych oddziałach, gdzie starsi koledzy uczą go nie tylko strajkowania, ale przede wszystkim prawdziwej medycyny. Pod warunkiem wszakże, że sam chce się tego nauczyć.

Nie wierzę, by zapowiedź likwidacji stażu już od 1 stycznia 2009 r. została zrealizowana. Jedyną jej zaletą jest na razie to, że być może przyspieszy dalszą reformę kształcenia, choć trudno się spodziewać, że uda się ją przeprowadzić bez żadnego dopływu pieniędzy.

Paweł WALEWSKI
Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum