26 maja 2009

Na marginesie – Profilaktyka czy fikcja

Na niedawnej konferencji „Nowe rozwiązania organizacyjne i finansowe – efektywność systemu zdrowia” szef warszawskiej Izby Lekarskiej Andrzej Włodarczyk zapytał, gdzie jest ta profilaktyka, o której tak lubią wszyscy mówić. Trudno się dziwić. Medycyna szkolna w zasadzie została przecież zniszczona. Pozostała jednak medycyna pracy. Prezes jednego z największych prywatnych centrów medycznych wskazał w dyskusji, że to właśnie ten sektor realizuje zadania wynikające z ustawy o medycynie pracy.

Profilaktyka była główną przesłanką dla stworzenia przepisów zobowiązujących pracodawców do wysyłania pracowników na wstępne i okresowe badania z zakresu medycyny pracy. Ten obowiązek, nałożony przez ustawodawcę na przedsiębiorców, nie jest tani. Pracodawcy płacą od kilkuset do kilkudziesięciu tysięcy złotych rocznie, by się z niego wywiązać.

Kilka miesięcy temu znowelizowano ustawę o medycynie pracy, nakazując zakładom pracy podpisywanie umów na usługi z zakresu medycyny pracy
z odpowiednimi placówkami. Nowelizacja podyktowana była troską
o to, by pracodawcy nie mieli problemów z wysyłaniem pracowników na badania obowiązkowe. Ponoć żalili się inspektorom pracy, którzy wykrywali, iż pracownicy nie mają wykonanych badań okresowych, że ten obowiązek nie został dopełniony z uwagi na trudności z dotarciem do właściwego specjalisty. Teraz więc pracodawca musi podpisać kolejną umowę. Może i dobrze. Warto jednak zbadać, jaka jest skuteczność służby medycyny pracy. Nikt chyba nie mierzy, ile wykryto wczesnych nowotworów, przypadków chorób nerek, cukrzycy czy innych schorzeń. Ile wydano pracownikom zaleceń odnośnie ich stanu zdrowia? Jak często wykonywane jest jedno z najprostszych badań profilaktycznych – morfologia krwi? Czy ta ustawa jest realizowana zgodnie z jej duchem, a nie tylko z literą? A może to kolejna, po służbie pracowników socjalnych, fikcja, działająca zgodnie z przepisami prawa? Może warto się zastanowić?

Archiwum