10 października 2009

Sagi rodzinne: Skórczewscy-Nowotni-Walcowie

Strony świata cz. I

Dr Róża Nowotna-Walc jest ostatnim lekarzem w rodzinie, której członkowie zapisali się w historii medycyny, a nawet literatury polskiej.

Dziadek

Dr Bolesław Skórczewski (1848-1910), internista i balneolog, autor licznych artykułów i rozpraw naukowych, był przed
I wojną światową właścicielem „Zakładu dyjetetycznego” w Krynicy. „Leksykon ilustrowany” Trzaski, Everta i Michalskiego z 1931 roku wymienia dwie książki jego autorstwa: „O zachowaniu się tętnic i żył pod wpływem strumienia węglowego” oraz „Klimatologię Krynicy, jako zakładu zdrojowo-kąpielowego”. Napisał też inne, m.in. „Kościół w Krynicy”, przeznaczając na tenże kościół dochód z książki. Ufundowana przez Doktora figurka Matki Boskiej do dziś stoi na Górze Parkowej, stanowiącej wówczas jego własność.
Stoi również dom, objęty obecnie ochroną konserwatorską – „Witoldówka”, który zbudował nad Kryniczanką, przy deptaku, i nazwał od imienia urodzonego właśnie syna.
– Wujek Witold chciał studiować historię sztuki – wspomina jego siostrzenica, dr Róża Nowotna-Walc. – A dziadek sobie życzył, żeby pierworodny syn został lekarzem – poszedł więc na medycynę. I był lekarzem, pracował w Zakładzie dietetycznym swego ojca w Krynicy, ale to historia sztuki stanowiła przez całe życie jego największą pasję. Obracał się w sferach artystycznych, pamiętam go z Krakowa, jak siadywał z przyjaciółmi u „Noworola” pod Sukiennicami.
W 1938 roku 16-letnia Róża Nowotna jedzie z matką do Włoch. Odwiedzają weneckie Lido, dokąd dziadkowie Skórczewscy podróżowali przed laty co roku.
– Zamierzałam kupić prezent. W pierwszym sklepie, do którego weszłyśmy, właścicielka, słysząc naszą rozmowę, pyta – po polsku! – skąd jesteśmy. I cóż się okazuje? Że wiele lat temu prowadziła w Krynicy sklep i nauczyła się tam polskiego. Znała dziadków i całą naszą rodzinę, nawet imiona pamiętała.
Rodzina Skórczewskich pochodziła z Wołynia. – Dziadek wcześnie stracił rodziców, niewiele wiedział o swoich krewnych. Ja znałam w dzieciństwie tylko jego stryjecznego brata – Adolfa, który mieszkał w Krakowie. Miał przy Floriańskiej sklep z materiałami. Wjeżdżałam tam z impetem na hulajnodze, bo sklep był duży i mogłam się rozpędzić. Dziadek wybrał się kiedyś na Wołyń na pogrzeb i tam dopiero, po raz pierwszy w życiu, usłyszał, że prawdziwe nazwisko rodziny brzmiało przed laty inaczej. Zostało zmienione po powstaniu styczniowym, z obawy przed represjami. Dokładnie to samo wydarzyło się w mojej rodzinie ze strony ojca. Kiedy pradziadek uciekał z Litwy po powstaniu styczniowym, dostał papiery od rządcy swojego majątku, Nowotnego. Jak brzmiały te prawdziwe nazwiska – tego się nigdy nie dowiedzieliśmy.

Ojciec

Kariera zawodowa dr. Gustawa Nowotnego (1884-1945) przebiegała zdumiewająco podobnie do kariery jego teścia – Bolesława Skórczewskiego. Po dyplomie na UJ (1907) zostaje asystentem prof. Kadera w klinice krakowskiej.
W 1912 roku przenosi się do Zakopanego, gdzie zwolniło się właśnie stanowisko dyrektora szpitala, a ściślej – małego szpitalika pod Gubałówką, na Gładkim. W serii monograficznej Polskiej Akademii Nauk opisuje go Roman Talewski w książce „Początki i rozwój zakopiańskiej medycyny” (1971). W ośmioizbowym budynku chorzy zajmowali pięć izb, w szóstej mieszkały pielęgniarki, była też sala operacyjna i kuchnia. „Budynek posiadał łazienki i ustępy – informuje R. Talewski – ale niestety wodę do picia przynoszono z ul. Jagiellońskiej, a do zmywania naczyń, prania i mycia pobierano ją z potoku płynącego w odległości około 150 m”.
W 1920 roku rozpoczęła się budowa nowego szpitala na Kotelnicy, który mógł przyjąć 63 pacjentów. Oddano go do użytku już po trzech latach – uroczyście, w obecności prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego.
W szpitalu były trzy oddziały: chirurgiczny z prymariuszem dr. Gustawem Nowotnym, wewnętrzny i zakaźny z sekundariuszem dr. Stanisławem Meysnerem, chore miały też opiekę położniczo-ginekologiczną dr. Karola Morawskiego (był wujem dr Róży Nowotnej-Walc ze strony matki). Dwanaście sióstr zakonnych ze Zgromadzenia Serca Jezusowego było pielęgniarkami. – Cały ciężar administrowania szpitalem spoczywał na siostrze przełożonej Witalisie – wspomina dr Róża Nowotna-Walc. – Siostra Ambrozja prowadziła rentgen – daj Boże każdemu dyrektorowi takiego specjalistę. Kuchnią zarządzała siostra Irmina – cóż to było za jedzenie! Szpital działał wspaniale. Michał Choromański, który leczył się w Zakopanem w latach 20. i 30., opisał go w powieśi „Zazdrość i medycyna”. No i mojego ojca. To on jest bohaterem książki.
„Jako ciekawostkę podam – pisze w swej monografii Roman Talewski – że pobory dyrektora wynosiły 350 zł, sekundariusza 200 zł z utrzymaniem i mieszkaniem, pielęgniarki otrzymywały po 60 zł, a niżsi pracownicy od 20 do 50 zł”.

– Mój ojciec był przez pewien czas jedynym chirurgiem
w Zakopanem – wspomina dr Nowotna-Walc. – Wykonywał torakoplastykę, prowadził też wykłady na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Roman Talewski odnotowuje, że dr Nowotny „wykonał szereg torakoplastyk przedniotylnych i bocznych sposobem Monaldiego. Liczba wykonanych przez niego torakoplastyk 2-etapowych przedniotylnych wynosiła 60”.
Nad szpitalem, na Kotelnicy, dr Nowotny wybudował własny dom, zaprojektowany przez Karola Stryjeńskiego. Z domu do szpitala prowadziły schody. – Schodził nimi do każdego chorego, który go potrzebował – w dzień i w nocy – wspomina córka. – Tylko nie po obiedzie, gdy miał swoją „świętą godzinę” na drzemkę. Wtedy wyłączało się w domu telefon.
W mieszkaniu dr Róży Nowotnej-Walc wisi pamiątka z czasów jej zakopiańskiego dzieciństwa: portret ojca namalowany przez Witkacego. – Witkacy portretował całą naszą rodzinę, ale zachowały się tylko dwa portrety ojca. Ten odnalazłam po wojnie w zakopiańskiej piwnicy, na węglu. Kiedy Witkacy robił mój portret, miałam około pięciu lat. Pamiętam, że źle mu wychodziła rączka i trzeba się było umawiać na kolejne seanse, z czego byłam bardzo niezadowolona.
Kiedy skończyła sześć lat, rodzice się rozeszli. Róża przeprowadziła się z matką i bratem do Krakowa. Zakopane stało się krainą lat dziecinnych, do której powracała przez całe życie, szukając śladów przeszłości. I śladów ojca.
W 1939 roku dr Nowotny załatwił dotację na rozbudowę szpitala. Córka pamięta, że w sierpniu rozpoczęto wykopy. A we wrześniu poszedł na wojnę i już nie wrócił.
Po kampanii wrześniowej trafił do Zagrzebia, gdzie pracował jego kolega z roku, który ułatwił mu przerzut do Francji. Znalazł się w Coëtquidan, głównym ośrodku formowania i szkolenia jednostek Wojska Polskiego we Francji;
potem była Marsylia, Grenoble i Aix Le Bains. – Ojciec był komendantem szpitala wojskowego, załatwiał przerzut żołnierzy do Anglii. Po kilku przesłuchaniach przez gestapo koledzy go namawiali, żeby się ukrył, ale nie chciał. Wysłany do Dachau, według relacji sanitariusza z obozu, zmarł z wycieńczenia. Cdn.

Dr Róża Nowotna-Walc jest byłym nauczycielem akademickim (przez 30 lat), członkiem Okręgowego Sądu Lekarskiego od chwili reaktywowania samorządu lekarskiego.
Laureatka Laudabilis – najwyższego odznaczenia OIL w Warszawie.

Ewa Dobrowolska

Archiwum