4 listopada 2009

Z Jakubem Szulcem, wiceministrem zdrowia, rozmawia Bartłomiej Leśniewski

Co z ubezpieczeniami dodatkowymi?
Pracujemy nad tym, ale nie będzie tu szybkiego efektu. Rezultaty pojawią się po miesiącach, możliwe, że nawet latach. Sprawę dodatkowych ubezpieczeń musimy rozwiązać na drodze ustawowej. Trzeba po prostu wpisać w odpowiedni akt prawny możliwość funkcjonowania ubezpieczeń dodatkowych, określić podstawowe zasady ich funkcjonowania. Przygotowaliśmy odpowiedni projekt, zaczęliśmy konsultacje. Nie mogę podać wszystkich szczegółów, ale muszę się przyznać do jednego
– aby zachęcić do kupowania dodatkowych ubezpieczeń, w projekcie przewidziano możliwość odpisania od podstawy opodatkowania kwot wydawanych na dodatkowe ubezpieczenia. Spowodowało to problem – w dobie kryzysu nikt na takie dodatkowe zwolnienia podatkowe nie chciał się zgodzić. Projekt z tego powodu utknął, poprawiamy go.
Nie będzie podwyżki składki zdrowotnej, nie będzie dodatkowych dotacji z budżetu, pieniądze z dodatkowych ubezpieczeń, jeśli w ogóle się pojawią, to nieprędko. Podsumowując – nie ma co liczyć na dodatkowe pieniądze, trzeba oszczędzać.
Tak.
Na czym w pierwszej kolejności?
Z punktu widzenia ministerstwa i płatnika – na nadwykonaniach. Po prostu nie można w obecnej sytuacji płacić więcej niż zapisano w kontraktach. Pieniędzy wystarczy na pokrycie tego, do czego się w nich zobowiązano. Nie stać nas na płacenie ekstra za coś, na co się nie umawialiśmy. Szpitale miały świadomość tego, że zapłata za nadwykonania nie jest obligatoryjna, że może do niej nie dojść. Podjęły ryzyko, za które nie możemy brać odpowiedzialności.
Ile pieniędzy Ministerstwo Zdrowia wydało na wyliczenie kosztów procedur medycznych, potrzebne do budowy koszyka świadczeń w jego poprzedniej wersji?
Około 8 mln zł.
Dlaczego więc, gdy ostatecznie decydowano, co obejmie koszyk, a czego nie, w ogóle zignorowano dorobek grupy odpowiedzialnej za liczenie kosztów procedur? Wygląda na to, że ministerstwo zmarnowało te 8 mln zł.
Nie zmarnowało. Wyliczenia te już się przydają i będą się w przyszłości przydawać niejednokrotnie, także przy ewentualnych poprawkach w koszyku. Są oparte na Evidence Based Medicine, to kawał porządnej roboty. Pytanie odwołuje się do dwóch powiązanych, ale osobnych tematów – koszyka świadczeń gwarantowanych i rachunku kosztów (lub, upraszczając, wyceny świadczeń). Zespół pracujący u ministra Religi nad koszykiem świadczeń nie dopracował się wprowadzenia zasad wyceny świadczeń, natomiast określił katalog procedur koszykowych. Ten katalog (koszyk) nie mógł wejść w życie z prozaicznego powodu – przy 18 tys. procedur nie można było w zasadzie nad nimi zapanować. Dopiero wprowadzenie jednorodnych grup pacjentów w lecznictwie szpitalnym umożliwiło opanowanie tej kwestii. Drugą słabą stroną koszyka Religi było oderwanie od relacji NFZ – świadczeniodawcy – uwzględniono wszystkie możliwe procedury wg ICD 9
i ICD 10, niezależnie od tego, czy były kontraktowane, czy nie. Kwestia prawidłowej wyceny świadczeń jest natomiast osobnym tematem, związanym z wprowadzeniem jednolitego, szczegółowego rachunku kosztów, pozwalającego rzetelnie, na reprezentatywnej próbie wprowadzić wycenę każdego świadczenia. Paradoksalnie, widoczny jest tutaj opór ze strony świadczeniodawców, dla których takie rozwiązanie wiązałoby się z dodatkowymi obciążeniami i ryzykiem wystąpienia spadku wyceny świadczeń przewartościowanych. Prace nad rachunkiem kosztów trwają
w ramach programu realizowanego przez DUZ, SGH, AOTM w ramach PO KL. Wysiłek zespołu opracowującego katalog nie poszedł na marne, jest kontynuowany, nie ma mowy o zmarnotrawieniu 8 mln zł.
Dlaczego nie uwzględniono ich przy budowie obecnej wersji koszyka?
Z czysto pragmatycznych względów. Chodziło nam o to, by koszyk powstał szybko. Gdybyśmy czekali na dokończenie wyceny wszystkich procedur, przeprowadzili debatę, stracilibyśmy najmniej rok. O tyle opóźniłaby się rzeczywista inauguracja koszyka. Nie mieliśmy tyle czasu. Poza tym szybkie wprowadzenie koszyka w jego poprzedniej wersji zagroziłoby funkcjonowaniu rynku usług medycznych.
Dlaczego?
W Polsce wycena konkretnych usług medycznych kształtowała się przez lata, podczas kolejnych negocjacji między NFZ a świadczeniodawcami. Zgadzam się, że system, który powstał w ten sposób nie jest idealny, ma oczywiste mankamenty. Ale to system, który działa w praktyce, na jego podstawie trwa codzienna współpraca między płatnikiem i świadczeniodawcami. Gdyby z dnia na dzień
z niego zrezygnować – przez dłuższy czas panowałby chaos, zarządzanie przepływem pieniędzy na polskim rynku przez jakiś czas byłoby zupełnie niemożliwe. Nie mogliśmy do tego dopuścić.

Fragmenty wywiadu z „Menedżera Zdrowia”
(wrzesień-październik 7/2009)

Archiwum