13 czerwca 2010

Czekamy na wynik

Paweł Walewski

Nadchodzące wybory prezydenckie pokażą, czy czeka nas w ochronie zdrowia nowe otwarcie. To samo, które Platforma Obywatelska obiecywała najpierw dwa lata temu, a następnie tej wiosny. Pakiet projektów ustaw regulujących kwestię dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych, komercjalizacji szpitali oraz skrócenia kolejek do specjalistów Ministerstwo Zdrowia zapowiadało już w lutym, ale nic z tych planów nie wyszło. Prezydent Kaczyński wielokrotnie dawał do zrozumienia, że nie poprze rynkowych zasad w ochronie zdrowia, co zresztą na wiele miesięcy przystopowało zapał minister Ewy Kopacz. Głową muru nie przebijesz, więc niemal wszystkie rządowe propozycje związane z reformą służby zdrowia trzeba było odłożyć na kolejną kadencję.
Rozpocznie się ona szybciej nie przewidywał to konstytucyjny kalendarz polityczny, ale przed ogłoszeniem wyników wyborów wciąż nie wiadomo, na co może liczyć resort zdrowia już tej jesieni. Czy natrafi na sprzeciw wobec swoich pomysłów, jeśli fotel prezydencki odzyska Prawo i Sprawiedliwość, czy też będzie mógł przeforsować każdą swoją koncepcję? Tak czy inaczej trudno przewidzieć, jakie będą skutki polityki zdrowotnej prowadzonej w warunkach tak silnie spolaryzowanej sceny politycznej. Jedno jest pewne: zdrowie na tym z pewnością niewiele zyska. Partie polityczne już dawno nas nauczyły, że porozumienie ponad podziałami w kwestii reformowania systemu lecznictwa to tylko pusty frazes. Biały szczyt zorganizowany dwa lata temu dobitnie to pokazał, był zresztą kalką Okrągłego Stołu w Ochronie Zdrowia, którego efekty też okazały się mizerne. Sytuacja wymaga charyzmatycznego szefa na czele resortu, który z jednej strony nie będzie bał się dyskutować z opozycją, porwie za sobą środowiska zawodowe, a nade wszystko będzie potrafił porozumieć się z pacjentami. Dużo lepiej niż politycy straszący nas na ogół w mediach taką czy inną reformą.
Niestety, takiej charyzmy na Miodowej nie widzę. Nikt nie dokona żadnego cudu bez próby uwiedzenia pacjentów i lekarzy. Nie jest to co prawda stanowisko, na którym wygrywa się konkursy piękności, ale bez autorytetu i roztropnego zaplecza mogącego zagwarantować poparcie społeczne, niczego w polityce zdrowotnej nie da się już osiągnąć. Pani minister, która liczy na sukces, ma z pewnością nadzieje, że wreszcie spełnią się jej marzenia, gdy wyścig do pałacu wygra Bronisław Komorowski. Przestrzegałbym jednak przed otwieraniem szampana, ponieważ do ostatecznego zwycięstwa potrzeba dużo więcej niż upragnionego podpisu prezydenta.

Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum