2 listopada 2010

Czego może się bać minister zdrowia?

Maciej Jędrzejowski, przewodniczący Zespołu ds. Wynagrodzeń

Jest 28 listopada 2007 r., w Ministerstwie Zdrowia przy ul. Miodowej w Warszawie trwa spotkanie delegacji Zarządu Krajowego OZZL z minister zdrowia Ewą Kopacz. Tematem spotkania jest reforma ochrony zdrowia oraz wejście w życie nowych przepisów o czasie pracy lekarzy. W trakcie spotkania Ewa Kopacz formułuje koncepcję uszczelniania systemu, mówi o przekształceniach własnościowych szpitali, wprowadzeniu dodatkowych ubezpieczeń i podziale NFZ. Obiecuje również wzrost wynagrodzeń lekarzy do około 11 tys. złotych brutto po wprowadzeniu planowanych przez nią reform. Jednocześnie jednak prosi o zgodę związku na przesunięcie o rok terminu wejścia w życie nowelizacji ustawy o zakładach opieki zdrowotnej, wprowadzającej ograniczenie czasu pracy lekarzy.
Sytuacja w polskiej służbie zdrowia była wówczas szczególna. Trzy miesiące wcześniej wygasła fala strajków lekarzy, zakończonych w większości niewielkim wzrostem wynagrodzeń. W sierpniu 2007 r. Sejm jednogłośnie uchwalił nowelizację ustawy o zakładach opieki zdrowotnej, która dostosowała polskie prawo do unijnych przepisów, zaliczających czas dyżuru medycznego do czasu pracy. Wskutek tych regulacji czas pracy lekarzy został ograniczony do 48 godzin w tygodniu z możliwością jego wydłużenia (na mocy tzw. klauzuli opt-out, czyli indywidualnej zgody pracownika na wydłużenie czasu pracy). OZZL zamierza wykorzystać sytuację i ogłasza akcję „nokaut przez opt-out”. Polega ona na propagowaniu uzależnienia zgody na dłuższy czas pracy od dalszych podwyżek wynagrodzeń. W tym czasie mają miejsce przedterminowe wybory parlamentarne i zmiana rządzącej opcji politycznej. Nowy rząd staje przed koniecznością rozwiązania problemu.
Przedstawiona przez Ewę Kopacz propozycja zaskakuje związkowców. Z jednej strony bowiem trudno odrzucić obietnicę wysokich podwyżek, z drugiej zaś trudno zapomnieć o kilkunastoletnich złych doświadczeniach w negocjacjach z rządem. Na Zjeździe Delegatów 7 grudnia 2007 r. OZZL postanawia nie godzić się na przesunięcie terminu wejścia w życie ustawy i przeprowadzić zaplanowaną akcję. Relacje między ministerstwem a związkiem ulegają wyraźnemu ochłodzeniu.

Krótka historia wprowadzenia w Polsce unijnych norm czasu pracy
Nowelizacja ustawy o zakładach opieki zdrowotnej z grudnia 1999 r. umożliwiała pracodawcy zobowiązanie lekarza do pełnienia w szpitalu ośmiu dyżurów miesięcznie. Czas dyżuru nie był wliczany do czasu pracy, w związku z czym lekarz mógł spędzać w szpitalu nieprzerwanie nawet 56 godzin. W 2000 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że regulacja ta jest zgodna z Konstytucją. Sytuacja zmieniła się cztery lata później. Od 1 maja 2004 r. Polska powinna była dostosować swoje prawodawstwo do unijnego, jednak regulacje dyrektywy 2003/88/WE o czasie pracy nie zostały wprowadzone do polskich ustaw. Trzy miesiące po wejściu Polski do UE lekarz z Nowego Sącza, Czesław Miś, złożył do sądu pozew o udzielenie czasu wolnego za przepracowane dyżury, powołując się na przepisy unijne. Sprawę wygrał dopiero w Sądzie Najwyższym w czerwcu 2006 r.. Niespełna pół roku później rząd skierował do konsultacji zewnętrznych nowelizację ustawy o zakładach opieki zdrowotnej implementującą przepisy dyrektywy. Weszła w życie 1 stycznia 2008 r. W marcu 2008 r. Sąd Najwyższy orzekł, że pracodawca może nie udzielić skumulowanego czasu wolnego za pracę ponadnormatywną. SN potwierdził jednak możliwość uzyskania odszkodowania i zadośćuczynienia od pracodawcy za pracę ponadnormatywną z tytułu uszczerbku na zdrowiu.

Dalszy rozwój wypadków potwierdza słuszność decyzji OZZL. Po wejściu w życie nowych przepisów ograniczających czas pracy w wielu szpitalach, lekarze negocjują dalszy wzrost wynagrodzeń. Wzrost ten jest umiarkowany, często jednak wyższy niż podwyżki uzyskane w czasie strajków w latach 2006 i 2007.
W 2008 r. podczas tzw. Białego Szczytu przez kilka tygodni omawiane są plany reformy. Część rozwiązań systemowych (jak demonopolizacja płatnika czy wprowadzenie dodatkowych ubezpieczeń) zostaje odsunięta w czasie na bliżej nieokreśloną przyszłość. Pakiet ustaw reformujących ochronę zdrowia zostaje zawetowany przez prezydenta w części dotyczącej przekształceń własnościowych szpitali. Zapowiadanych reform „uszczelniających” system ochrony zdrowia nie udało się wprowadzić do chwili obecnej.
Przedstawione informacje są powszechnie znane i zapewne nie wzbudzają u czytelnika istotnego zainteresowania. Przytaczam je tutaj, ponieważ cała sprawa miała drugie dno, dużo ważniejsze z naszego punktu widzenia. Otóż, równolegle do rozmów prowadzonych ze związkowcami, Ministerstwo Zdrowia brało udział w negocjacjach w Radzie Unii Europejskiej na temat nowelizacji dyrektywy 2003/88/WE dotyczącej niektórych aspektów czasu pracy – właśnie tej dyrektywy, do której polskie prawo zostało dostosowane. Polska popierała liberalne stanowisko zmierzające m.in. do podziału czasu dyżuru na aktywny i nieaktywny oraz uznania jedynie aktywnego czasu dyżuru za czas pracy. Wprowadzenie takich uregulowań oznaczałoby ponowne wydłużenie czasu pracy lekarzy i uczyniłoby obecną ustawę o zoz-ach nieaktualną.
Prowadzone negocjacje w Radzie Unii Europejskiej zakończyły się ostatecznie przyjęciem przez radę wspomnianego liberalnego stanowiska dopiero w czerwcu 2008 r. Na szczęście dla lekarzy stanowisko to odrzucił kilka miesięcy później Parlament Europejski, co w konsekwencji doprowadziło do zakończenia prac nad nowelizacją dyrektywy (nowelizacja dyrektywy podlegała procedurze współdecyzji, czyli wymagała zgody na zmianę zarówno Rady Unii Europejskiej, jak i Parlamentu Europejskiego).
Działań Ministerstwa Zdrowia nie należy odbierać w kategoriach szczególnej niechęci wobec naszego środowiska – wpisują się one w liberalną tendencję przejawianą przez większość polskich rządów w ostatnim dwudziestoleciu. Liberalne stanowisko w sprawie nowelizacji dyrektywy dotyczącej czasu pracy popierane było zarówno przez rząd Marka Belki z ministrem Markiem Balickim, jak i rząd Jarosława Kaczyńskiego z ministrem Zbigniewem Religą.
Obecna sytuacja prawna w Unii Europejskiej nie jest stabilna i może się zmienić. Uchwalenie korzystnej dla lekarzy dyrektywy w 2003 r. spowodowało bardzo silne przeciwdziałanie ze strony rządów kilku krajów unijnych. Jego wyrazem była próba szybkiej nowelizacji dyrektywy 2003/88, podjęta przez Komisję Europejską już w dwa miesiące po jej wejściu w życie. Nowelizacji tej na szczęście nie udało się wprowadzić – została zablokowana przez nastawiony prospołecznie Parlament Europejski. Sytuacja może zmienić się jednak w najbliższej przyszłości, ze względu na ponowne działania podjęte przez Komisję.

Krótka historia prawa unijnego dotyczącego czasu pracy i dyżurów
Dyrektywa 93/104/WE dotycząca niektórych aspektów organizacji czasu pracy została uchwalona w listopadzie 1993 r. i ograniczała tygodniowy czas pracy do 48 godzin. W latach 2000 i 2003 Europejski Trybunał Sprawiedliwości w sprawach: SIMAP przeciwko Conselleria de Sanidad y Consumo de la Generalidad Valenciana oraz Landeshauptstadt Kiel przeciwko Norbertowi Jaegerowi orzekł, że czas dyżuru medycznego zalicza się do czasu pracy oraz czas spędzony na dyżurze medycznym w szpitalu w całości zalicza się do czasu pracy. W 2003 r. została uchwalona dyrektywa 2003/88/WE, która uwzględniała powyższe wyroki ETS. Czas dyżuru został zaliczony do czasu pracy i zostały ściśle określone normy odpoczynku należne pracownikowi. Dyrektywa dopuściła odstępstwa od zasady 48 godzin pracy tygodniowo w razie zawarcia odpowiedniego porozumienia między pracownikiem a pracodawcą (tzw. klauzula opt-out). W 2004 r. Komisja Europejska przedstawiła projekt nowelizacji, w której proponowała podział dyżuru na część aktywną i nieaktywną. Próby zawarcia porozumienia między Radą Unii Europejskiej i Parlamentem Europejskim zakończyły się fiaskiem. W tym roku Komisja Europejska podjęła kolejną próbę zmiany dyrektywy, rozpoczynając konsultacje społeczne. Gra rozpoczyna się od nowa…

Na koniec krótkie wyjaśnienie. Ktoś może zadać sobie pytanie, po co zajmować się ograniczaniem naszego czasu pracy w sytuacji, gdy lekarze w Polsce nadal zarabiają zbyt mało (dla niezorientowanych osób spoza branży: wg ankiety Ministerstwa Zdrowia lekarz specjalista w szpitalu zarabia średnio wraz z dodatkami 5204 zł brutto w podstawowym czasie pracy, co stanowi około 150 proc. średniej krajowej). Odpowiedź brzmi: po to, aby nasze wynagrodzenia wreszcie wzrosły. Obecnie naszą główną bronią w walce o podwyżki jest niedobór lekarzy w Polsce. W perspektywie najbliższych lat powinien on przełożyć się na dalszy wzrost wynagrodzeń (o ile zachowamy jedność i solidarność naszego środowiska). Każde działanie rządu powodujące obowiązkowe wydłużenie naszego czasu pracy zmniejsza relatywny niedobór lekarzy i hamuje poprawę statusu finansowego. Z naszej strony powinniśmy podejmować działania przeciwne: odchodzić od wieloetatowości, nadmiernie wydłużonego czasu pracy, dodatkowych dyżurów oraz dołożyć wszelkich starań, aby utrzymać korzystne zapisy prawa unijnego. Paradoksalnie, im mniej będziemy pracować teraz, tym więcej będziemy zarabiać w niedalekiej przyszłości.

Więcej:
Osoby zainteresowane działaniami na rzecz wzrostu wynagrodzeń w naszym środowisku proszone są o kontakt z Zespołem ds. Wynagrodzeń: mjedrzejowski@warszawa.oil.org.pl.

Archiwum