19 lutego 2011

Na marginesie Kodeksu Etyki Lekarskiej

Artykuł 67
Dobrym zwyczajem jest leczenie bezpłatnie innych lekarzy i członków ich rodzin oraz wdów i sierot po lekarzach.

Podczas obchodów 30. rocznicy powstania Solidarności wiele osób zadawało sobie pytanie, co stało się z tym wspaniałym ruchem, gdzie podziała się solidarność Polaków. Spójrzmy jednak na siebie i zastanówmy się, jak wygląda lekarska solidarność. Nie ta źle pojęta i wytykana nam przez media, polegającą na kryciu popełnianych błędów, ale ta oparta na poczuciu przynależności do grupy zawodowej i na wspieraniu się. Czy jako społeczność zawodowa jesteśmy solidarni bezpłatnie lecząc innych lekarzy i ich bliskich? Czy na drodze przemian, transformacji ustrojowych i wolnego rynku nie zagubiliśmy ważnych wartości?
Przysięga Hipokratesa zaczyna się słowami:
Mistrza mego w tej sztuce będę szanował na równi z rodzicami, będę się dzielił z nim swem mieniem i na żądanie zaspokajał jego potrzeby; synów jego będę uważał za swych braci i będę uczył ich swej sztuki, gdyby zapragnęli się w niej kształcić, bez wynagrodzenia i żadnego zobowiązania z ich strony.
Hipokrates zawęził wprawdzie solidarność lekarską do wąskiego grona mistrza i jego rodziny, ale równocześnie nadał jej dużą rangę, gdyż jest ona w Przysiędze pierwszym nakazem. W kolejnych wiekach, w czasach tworzenia korporacji zawodowych, powinność tę rozszerzono na innych lekarzy. Z realizacją tego nakazu różnie bywało i bywa, gdyż zachłanność ludzka nie zna granic. Ani nakazy etyczne, ani prawne nie tworzą powszechnej przyzwoitości. Wielkoduszność i uczynność to sprawa charakteru i odpowiedniego wychowania.
Niestety, przepisy prawne w naszym kraju coraz bardziej ograniczają możliwość stosowania powyższego nakazu. Znaczenie słowa „leczenie” nie sprowadza się do pracy lekarza i wymaga dziś dużych nakładów na aparaturę diagnostyczną, bazę szpitalną, leki oraz potrzebne do zabiegów oprzyrządowanie. Lekarz dysponuje wiedzą i umiejętnościami, ale często nie posiada niezbędnych narzędzi czy bazy. Trudno bezpłatnie leczyć chorych we współczesnym zbiurokratyzowanym świecie pełnym procedur, instrukcji, stempli, odcinków rent, polis i nakazów płatnika. Emerytowany lekarz ma kłopot z wypisaniem dla siebie recepty, a siostrze, bratu lub cioci trzeba wytłumaczyć, że zgodnie z definicją NFZ nie są rodziną. Jak zrealizować wymóg bezpłatnego leczenia lekarzy i ich rodzin, gdy o wszystkim decyduje płatnik, który ustala każdą formę działania lekarza, nawet tę honorową z odruchu serca. Demokratyczne państwo polskie wymaga haraczu z tytułu charytatywnej działalności. Można pomagać bezinteresownie ludziom, pod warunkiem, że się za to zapłaci. Przekonał się o tym pewien piekarz z Legnicy, który zbankrutował, gdy Urząd Skarbowy kazał mu zapłacić podatek od chleba rozdanego bezdomnym i ubogim. Dobra wola lekarza też nie zawsze wystarcza, aby służyć ludziom pomocą.
Artykuł 67 stwarza jednak możliwości, choć nie w pełni formalne, działań w stosunku do lekarzy i ich rodzin. Lekarz bezpłatnie pomagając kolegom po fachu lub ich rodzinom może usprawiedliwić nieprzestrzeganie pewnych przepisów NFZ realizacją obowiązującego go Kodeksu Etyki Lekarskiej. Przypadek dr Ilony Rosiek-Koniecznej, która lecząc bezdomnych fałszowała dokumentację medyczną wypisując im leki bezpłatnie, wymownie pokazuje, jak daleko można się posunąć w lekceważeniu biurokracji dla dobra człowieka. Sąd nie ukarał lekarki, która bezinteresownie pomagała potrzebującym, pomimo ewidentnego naruszenia prawa. Warto o tym pamiętać i nie zasłaniać się przepisami przy odmowie udzielenia pomocy lekarzom i ich rodzinom. Bardzo dotkliwie przeżywają zmiany w tym zakresie starsi lekarze, niejednokrotnie bezsilni wobec bezdusznego respektowania wymogów NFZ przez ich młodszych kolegów, którzy zapominają, że kiedyś mogą znaleźć się w podobnej sytuacji. Warto zawsze zadać sobie pytanie, jak chciałbym, aby inny lekarz traktował moją matkę czy córkę. Ta uniwersalna zasada „nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe” powinna nam przyświecać w codziennej praktyce.
W czasach, kiedy powstał etyczny wymóg bezpłatnego leczenia lekarzy i ich rodzin, medycy mogli sobie pozwolić na postawy altruistyczne, gdyż należeli do dobrze uposażonej grupy zawodowej. Dobrze zarabiającego stać na gesty i bezpłatne leczenie potrzebujących. Jest to trudniejsze, kiedy ledwie wiąże się koniec z końcem. O wszystkim decyduje jednak charakter, bo można być pazernym bogaczem lub hojnym biedakiem. Dlatego tak ważne jest nie tylko to, jaką wiedzę i jakie tytuły posiada lekarz, lecz również, jakim jest człowiekiem.
Przypominam sobie, jak złamałem wyrostek łokciowy w Buenos Aires. Gdy powiedziałem, że jestem lekarzem z Polski, prześwietlono mi staw, skonsultowano, założono opatrunek gipsowy nie pobierając żadnych opłat i nie żądając przedstawienia polisy. Fakt, że byłem lekarzem, miał swoją moc, nawet wiele tysięcy kilometrów od miejsca, gdzie studiowałem i pracowałem. Dla kolegów z Argentyny solidarność zawodowa była ważniejsza niż polisa ubezpieczeniowa. Czy w naszym kraju jest podobnie? Z pewnością każdy z nas spotkał wielu wspaniałych kolegów. Z osobistych doświadczeń muszę wymienić prof. Marka Krawczyka, prof. Andrzeja Borkowskiego, prof. Roman Tomeckiego, dr Wojciecha Wynimko i dr Włodzimierza Kupisa, którzy pospieszyli mi z pomocą. Ale pamiętam też kierownika przychodni na Żoliborzu, który odmówił mi konsultacji z powodu niepodstemplowanej przez pracodawcę książeczki ubezpieczeniowej, gdy zgłosiłem się z wysoką gorączką i z silnym bólem z powodu kamicy i urosepsy. Fakt, że byłem lekarzem, był dla niego okolicznością szczególnie naganną, bo przecież powinienem wiedzieć, jakie są wymogi.
W omawianym problemie nie tak ważne są obowiązujące przepisy prawne lub zalecenia etyczne, jak istniejące obyczaje, które tworzą presję środowiskową i kształtują określone postawy. Trzeba stworzyć atmosferę, w której nie wypada przyjąć od kolegi pieniądze za leczenie. Jeśli brak nam w Polsce solidarności z roku 1980, to zacznijmy od siebie poszukiwanie utraconych wartości tego słowa. Bądźmy solidarni lecząc się wzajemnie bezpłatnie i pomagając swoim rodzinom.

Archiwum