6 grudnia 2011

Od paternalizmu przez partnerstwo, formalizm do klientelizmu

Damnant quod not intellegunt
(Krytykują to, czego nie rozumieją)

cz. 7

Lekarz – doradca
Według założeń medycyny partnerskiej lekarz ma być doradcą chorego – ekspertem do spraw medycznych, który pomoże dokonać wyboru najlepszej metody leczenia. Lekarz doradza, a pacjent decyduje. Musimy być jednak świadomi, że rada dawana osobie nieposiadającej wiedzy i doświadczenia albo ma wartość konkluzji, albo jest bezwartościowa. Brak końcowej konkluzji oznacza: „niech pan robi, co chce”.
Obecnie pacjent nie tylko jest upoważniony do zajęcia partnerskiej pozycji wobec lekarza, ale posiada coraz większe kwalifikacje do czynnego współuczestniczenia w procesie poprawy swego zdrowia.
Chory miał i ma prawo z rady lekarza nie skorzystać, ale decyzje te nie są zwykle rezultatem zrozumienia merytorycznych argumentów wynikających z dogłębnej wiedzy na temat własnej choroby, lecz z wyobrażeń, nie zawsze słusznych. Wyższy poziom wykształcenia i świadomości społeczeństwa sprawia, że chorzy mają wątpliwości i pytania, na które oczekują zrozumiałej odpowiedzi. W takich sytuacjach chory zwróci się do lekarza z pytaniem: „A co pan mi radzi” lub zaproponuje: „Niech pan robi to, co uważa za najlepsze”. Są to więc sytuacje i pytania typowe dla układu paternalistycznego.
Nie tylko brak specjalistycznej wiedzy i doświadczenia, ale równie często sama choroba, zwłaszcza bolesna lub przebiegająca ze znaczącymi zaburzeniami metabolicznymi, co najmniej ogranicza zdolność pacjenta do zrozumienia istoty choroby, interpretacji niekiedy subtelnych, ale ważnych dla rokowania, objawów klinicznych oraz zdolność logicznego klinicznego rozumowania. Dodatkowo nieuzasadnione merytorycznie preferencje własne utrudniają proces porozumiewania się z lekarzem i zrozumienia przyjętej przez niego metody leczenia.
Wielokrotnie zdarza się, że prowadzący chorego lekarz w celu interpretacji uzyskanych wyników korzystać musi z wysoko kwalifikowanej pomocy i wyjaśnień innego lekarza specjalisty. Jakże często przyjmuje do wiadomości tylko wniosek wypływający z badania, nie wdając się w merytoryczne jego uzasadnienia z powodu braku specjalistycznego wykształcenia. Nikogo to nie dziwi ani nie oburza. Wysokospecjalistyczne konsultacje organizowane są po to, by prowadzący lekarz wzbogacony został wiedzą konsultantów jako autorytetów.
W szczęśliwym położeniu są tylko niektórzy dziennikarze, adwokaci i propagatorzy niezrozumianych przez siebie problemów, bowiem nie dostrzegają żadnych wątpliwości, wydając prosty i oczywisty nakaz: „Chory musi być w należyty sposób uświadomiony, tak aby mógł podjąć racjonalną decyzję”. Facile dictu, difficile factu – łatwo powiedzieć, trudno wykonać. Sprawdza się tu stare powiedzenie, że aby rozwiązać jakiś trudny problem, trzeba przeprowadzić dogłębną bitwę z myślami albo w ogóle nic nie myśleć, tylko decydować lub oskarżać.
Niewątpliwie osobowość i charyzmat lekarza zarówno w czasach paternalizmu, jak i partnerstwa mogą wywierać znamiennie duży wpływ na decyzje chorego.

Kompetencje i wolność wyboru
Pacjent nie może być tylko obiektem stosowania osiągnięć medycyny przez ekspertów – lekarzy. Musi świadomie współuczestniczyć nie tylko w wyborze metody leczenia, jeśli istnieją alternatywy, lecz w całym skomplikowanym procesie walki o stan swojego zdrowia.
Stopień współuczestniczenia w decyzjach powinien jednak odpowiadać posiadanej wiedzy. W przeciwnym wypadku wchodzi się w przestrzeń zwiększonego ryzyka, zależnego od stopnia niekompetencji. Nie uwzględnia się również oczywistego faktu, że wolność wyboru bywa tylko formalna, bowiem prawdziwa wolność wyboru istnieje tylko w przypadku pełnego zrozumienia rozwiązywanego problemu. Chory posiada tu wolność wyboru równą kupującemu w sklepie wysokospecjalistyczny sprzęt elektroniczny, o którym może wiedzieć, do czego służy, ale nie wie, jak działa i jakich wymaga poprawek.

Tadeusz Tołłoczko

Archiwum