14 lutego 2012

Silne kobiety, ideowi mężczyźni

Bikiniara
Miejsce akcji: stołówka Akademii Medycznej w Gdańsku. Czas: jesień 1951. Bohaterka zdarzenia: Bibiana Kamińska, studentka I roku medycyny. Ma na sobie żółtą bluzkę z falbankami, uszytą z nylonu spadochronowego, który trafił na czarny rynek z paczek UNRRA, organizacji ONZ ds. pomocy. Do tego spódnica w zielono-brązową kratę i robione na zamówienie pantofelki z wężowej skóry. Kolorowa postać wiruje, wprawiając w ruch plastykowe koło. Za kilka lat hula-hoop dotrze do Polski i będzie tak wirować cała młodzież. Ale w roku 1951 niemoralne są nawet kolorowe skarpetki. Reakcja „koleżeństwa” jest więc natychmiastowa. Najpierw w „Błyskawicy”, gazetce ściennej ZMP, widzi swoją karykaturę, z uwzględnieniem wszystkich szczegółów, łącznie z grzywką. Podpisano: bikiniara. Potem wzywa ją na dywanik szefostwo ZMP. – Oznajmili mi: „My wam, koleżanko, pomożemy się pozbyć burżuazyjnych nawyków – opowiada prof. Bibiana Mossakowska. – Pojedziecie na kurs szkoleniowy aktywu ZMP-owskiego w Zakopanem”. A ja na to: „Jak w Zakopanem, to chętnie”. Ale długo tam nie pobyłam. W niedzielę zaczęłam namawiać dziewczyny do pójścia do kościoła – nie chciały. No to na kawę ze śmietanką w „Europie” – też nie, bo one muszą na odczyt do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Więc poszłam sama. Trafiłam do Cyganów w Dolinie Chochołowskiej, świetnie się bawiłam i wróciłam wieczorem, około 10. One w łóżkach, udają, że śpią, żadna się nie odzywa. Rano, na apelu: „Kamińska, wystąp. Za niesubordynację i sianie fermentu ideologicznego macie opuścić obóz w ciągu dziesięciu minut”.
Poddana ostracyzmowi grupy, pakuje się w pośpiechu. Łzy jej lecą, czuje się skrzywdzona. Uważa, że niesłusznie ją wyrzucili. Wstydzi się przyznać rodzicom, zostaje więc w Zakopanem i korzysta z niespodziewanych wakacji. Dopiero po powrocie na uczelnię dociera do niej, że i ze studiów mogą ją wyrzucić. Szuka ratunku u opiekuna roku. Jest nim asystent Mirosław Mossakowski.

Był jak Hamlet
– Po raz pierwszy zobaczyłam go w październiku, na zajęciach z osteologii, które prowadził – wspomina prof. Mossakowska. – Stał z czaszką w ręku, jak Hamlet, i pokazywał nam przebieg dwunastu nerwów czaszkowych. Był wspaniały, niewyobrażalnie dużo wiedział. A przy tym taki schludny: włosy, paznokcie, lśniące buty. Ale nie wymuskany, skądże. Typ prawdziwego uczonego. Zafascynował mnie od pierwszej chwili. 7 listopada 1951 r. zdawałam u niego kolokwium. Zapamiętałam tę datę, bo to rocznica rewolucji październikowej i na akademii śpiewałam w chórze kantatę o Stalinie: „Stalin wszystkich bojów naszych sława, Stalin to młodości mojej blask, za Stalinem idzie naród nasz”. Mossakowski też tam był, oczywiście. Chór wyjechał później na zlot młodzieży do Budapesztu. „A wy, Kamińska, nie pojedziecie” – zapowiedzieli mi. Wtedy już wiedziałam, że nie jest dobrze, a może być jeszcze gorzej.
Okazało się, że Mirosław Mossakowski zdążył się o wszystkim dowiedzieć. Koledzy z ZMP pokazali mu zdjęcia z obozu. Na kilku z nich była Bibiana Kamińska. „O, to moja studentka – powiedział. – Ta bikiniara? – zdziwili się. – A myśmy ją z obozu wyrzucili”. Teraz uspokaja swoją podopieczną, że wszystko zależy od jej wyników w nauce. Bibiana Kamińska ma kolejną szansę udowodnienia sobie i światu, że jest najlepsza. Ale się potyka – raz, a dobrze. Na marksizmie-leninizmie. – W pierwszym terminie egzaminu zachorowałam na toksyczną anginę z rzutem reumatycznym i nie mogłam się ruszyć, w drugim też nie mogłam się ruszyć – ze strachu. Głównie przed panią profesor od marksizmu. Ona podobno sprzedawała kiedyś bilety w kinie Capitol we Wrzeszczu. Teraz dawała nam strasznie w kość. Podczas wakacji wykułam na pamięć historię WKP(b) i zdałam egzamin komisyjny. Od czasu tej afery stałam się bardzo pilną studentką. Przede wszystkim dlatego, że chciałam zaimponować Mossakowskiemu. On sam nigdy nie otrzymał innego stopnia niż najlepszy z możliwych. Moja fascynacja nim się pogłębiała.

Kiedy Bibiana Kamińska wciąż studiuje w Gdańsku, Mirosław Mossakowski, wówczas już specjalista neurologii, przenosi się do Warszawy na aspiranturę. Po roku rozłąki postanawiają się pobrać.

Małżeństwo
Jest rok 1955. W przeddzień ślubu cywilnego, który ma się odbyć w Gdańsku, Mirosław Mossakowski odbywa poważną rozmowę z narzeczoną. – „Dla mnie na pierwszym miejscu w życiu jest kariera naukowa – powiedział mi wówczas. – A potem długo nic i ewentualnie ty” – wspomina pani profesor. – Jutro idziemy do urzędu, w Ciechanowie trwają przygotowania do ślubu kościelnego, który ma być za tydzień, a on mi to mówi – teraz. Pomyślałam: ja sobie z nim poradzę. Chociaż było dla mnie oczywiste, że on myśli przede wszystkim o karierze naukowej. Powiedział jeszcze: „Nie ucz mnie tańczyć, śpiewać, siadać na wysokim stołku, bo mnie to nie bawi”. Potem jednak siadał na stołkach barowych, tańczył i śpiewał. Coś mi się jednak udało.
Bibiana, już Mossakowska, przenosi się do warszawskiej Akademii Medycznej i tu, w 1957 r., zdobywa dyplom lekarza. Rok wcześniej, tuż po absolutorium, rodzi syna. Jest wówczas na stażu w Oddziale Chirurgii Dziecięcej Miejskiego Szpitala nr 7 na Żoliborzu, włączonego po trzech latach do Szpitala Bielańskiego.
Uczy się macierzyństwa i chirurgii – równocześnie. W porze karmienia dziecka gosposia przynosi niemowlę do parku szpitalnego, a matka wybiega ze szpitala i karmi je na ławce. – Karmienie piersią nie było wtedy modne, ale ja chciałam, żeby mój synek miał ze mną bliższy kontakt.
Po kilku latach chłopiec zapada na poważną chorobę. Rehabilitacja potrwa wiele lat. – Przez te lata miałam świadomość, że spłacam dług wobec własnych rodziców, którzy uratowali mnie od kalectwa – mówi prof. Mossakowska. – Myślę, że dzięki pracy zawodowej byłam w stanie oderwać się od własnych problemów i przeżyć to wszystko.
Kobieta mająca męża i dom, która robi karierę zawodową, należała wówczas do wyjątków. Zawodowe zaangażowanie Bibiany Mossakowskiej wzbudzało zdziwienie nie tylko w Polsce. – Kiedy w 1964 r. byłam na stypendium w Anglii, moje angielskie koleżanki mówiły: „Bibiana, ty jesteś kompletnie szalona. Masz męża, dziecko i zostawiasz ich na osiem miesięcy, żeby się doskonalić w chirurgii dziecięcej. Trudno to zrozumieć”. Ale my z mężem nie ograniczaliśmy się wzajemnie w karierze zawodowej, taka była umowa. Mój mąż wyjeżdżał, kiedy chciał, bywało, że na rok, pracował dniami i nocami, a ja mu w tym nie przeszkadzałam. On też nie miał nic przeciwko temu, żebym pracowała przez całą dobę czy wyjeżdżała na zagraniczne stypendia i zjazdy.

Kariera zawodowa
Po uzyskaniu I i II stopnia specjalizacji z chirurgii dziecięcej (1962, 1969) Bibiana Mossakowska zostaje w 1972 r. ordynatorem Oddziału Chirurgii Dziecięcej Szpitala Bielańskiego. Tę funkcję będzie pełnić do 2003 r. Równocześnie pracuje w Instytucie Matki i Dziecka, gdzie w 1977 r. robi doktorat. Tematem jej pracy doktorskiej jest ocena kliniczna i doświadczalna okresowej przetoki żołądkowej.
W 1990 r. Rada Naukowa Centralnego Szpitala Klinicznego Wojskowej Akademii Medycznej nadaje jej stopień doktora habilitowanego na podstawie pracy „Chirurgiczne leczenie rany oparzeniowej u dzieci”. Kierowany przez nią oddział szpitalny stał się ośrodkiem wyższego rzędu w leczeniu choroby oparzeniowej.

Ważne w jej dorobku zawodowym jest leczenie wad ośrodkowego układu nerwowego, a także urazów czaszkowo-mózgowych. Jako pierwszy w Polsce chirurg dziecięcy, zwraca uwagę opinii publicznej na problem dziecka maltretowanego. Bardzo aktywnie włącza się w działalność na rzecz zapobiegania urazom u dzieci oraz ich maltretowaniu.
– Zaczęło się mówić o tym, że w niektórych rodzinach dzieci są krzywdzone. Bo to był długo temat tabu – przypomina prof. Mossakowska. – Kiedy w 1981 r. Maria Łopatkowa utworzyła Komitet Ochrony Praw Dziecka, zostałam wiceprzewodniczącą. My, chirurdzy dziecięcy, organizowaliśmy szkolenia na temat zespołu dziecka maltretowanego. Na oddziałach chirurgii dziecięcej rejestrowaliśmy po kilkaset takich przypadków rocznie. W latach 90. weszłam do rady Fundacji Dzieci Niczyje, założonej przez dr Alinę Margolis, działałam w polskim oddziale UNICEF. Gdy Polska ratyfikowała Konwencję Praw Dziecka ONZ, organizacje pozarządowe wpisały do swoich planów ochronę dziecka przed przemocą. Powołano rzecznika praw dziecka. Ale środki masowego przekazu wciąż donoszą o kolejnych przypadkach maltretowania dzieci.
Prof. Bibiana Mossakowska przepracowała 55 lat jako chirurg dziecięcy. Operowała setki dzieci. Wygłaszała referaty na sympozjach i zjazdach naukowych w 40 krajach świata. Ma w dorobku naukowym 150 publikacji w czasopismach krajowych i zagranicznych. Zrealizowała pięć filmów o tematyce medycznej. Jeden z nich, o leczeniu wrodzonego wodogłowia, zdobył złoty medal na festiwalu filmów medycznych w Parmie w 1989 r. Członkini wielu stowarzyszeń polskich i zagranicznych, m.in. British Association of Pediatric Surgeons. Przeszkoliła 60 lekarzy: pediatrów, chirurgów, lekarzy rodzinnych; kierując specjalizacją chirurgii dziecięcej – 16 specjalistów I stopnia i 17 II stopnia. Promotor dwóch prac doktorskich. Współorganizatorka Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Ciechanowie, w której zorganizowała wydziały: Ochrony Zdrowia oraz Kulturoznawstwa. Pełniła też funkcję prorektora tej uczelni. Będąc konsultantem mazowieckim ds. chirurgii dziecięcej, utworzyła oddziały chirurgii dziecięcej w szpitalach wojewódzkich w Ciechanowie i Siedlcach. Honorowy Obywatel Ciechanowa. W 1999 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski nadał jej tytuł profesora medycyny. Wśród licznych odznaczeń prof. Mossakowska posiada m.in. krzyże Kawalerski i Oficerski Orderu Odrodzenia Polski Polonia Restituta oraz Order Uśmiechu.

cdn.

Archiwum