9 grudnia 2012

Podglądając innych

Jacek Walczak

Na często zadawane w ankietach pytanie: Co jest twoim największym marzeniem?, bardzo często pada odpowiedź – podróże. Podróż bywa też synonimem przygody, ale przeciwnie już niekoniecznie. Zresztą obydwa słowa praktycznie pozbawione są jednoznacznej definicji. Człowiek wędrował zawsze, ale zaczynał z zupełnie z innych powodów. Pojęcia: turystyka, zwiedzanie, poznawanie itp., zwyczajnie nie istniały. Przemieszczanie związane było wyłącznie z poszukiwaniem lepszych warunków życia, przetrwaniem. Znacznie później pojawiła się u ludzi potrzeba wymiany dóbr, czyli po prostu interes, co tym bardziej sprzyjało wędrówkom. Dzisiaj ten proces ciągle trwa, chociaż zdecydowanie więcej ludzi podróżuje dla przyjemności. Zjawisko to można nazwać ogólnie turystyką, jedną z trzech głównych lokomotyw ciągnących globalną ekonomię.
Jak zwykle, musi się też pojawić jakieś „ale”. Każdy odnosi się do podróżowania inaczej. Ogromne pole interpretacji rozszerza się niemal w nieskończoność, a „wielka podróż” znaczy dla każdego coś innego. Filozof antycznej Grecji Arystoteles, twórca „doktryny złotego środka”, głosił, że istnieją różne sposoby życia dla różnych ludzi. Co jest dobre dla jednego, nie musi być dobre dla drugiego. Jak to stwierdzić? Chyba najlepiej przez doświadczenia. Znakomity pisarz Ernest Hemingway potrafił zawiłości filozoficzne tłumaczyć w przewrotny, ale barwny sposób. Porównanie stosunku człowieka do wina okazuje się wielce przydatne dla określenia jego stosunku do podróży.

Otóż młodemu człowiekowi wszystkie czerwone wina wydają się okropnie gorzkie. Natomiast słodkie porto smakuje mu, zwłaszcza że picie wina jest w tym wieku procesem przełykania, ażeby poczuć się beztrosko. To moment decydujący, bo albo ten młody człowiek zrazi się na zawsze do wina, albo zostanie jego pasjonatem. W tym drugim przypadku przez całe życie będzie się uczył o winach i edukował podniebienie. Stanie się ono z czasem coraz wrażliwsze i zdolne do oceny wyrafinowanego smaku. Końcowym osiągnięciem będzie przyjemność pełnego delektowania się jakimś Chateaux Margaux.
Czyż nie jest podobnie z podróżą, którą „smakosze” potrafią delektować się jak wybornym winem? Początki zwykle sięgają dzieciństwa. Może kogoś rodzice zabrali na wycieczkę nad rzeczkę, do lasu… i skończyło się marnie. Ktoś inny doznał olśnienia innością otaczającego świata i już na zawsze każda okazja podglądania innych będzie przez niego bezdyskusyjnie akceptowana. Uzależnienie od spełnienia marzeń okaże się tak silne, że niemożliwe do wykorzenienia. Zresztą, po co? Wtedy nie ma miejsca na Ziemi niewartego odwiedzenia choćby raz. Niewiele czasu już potrzeba, by rozróżnić, co dla mnie jest dobre, i na szczęście każdy będzie dochodził do tego inaczej. Nastąpi swoista specjalizacja.
Jednych zafascynuje natura, czego następstwem będą wizyty na kolejnych wyspach, morzach, podejścia na kolejne góry i pod kolejne wodospady – lista nieskończona. Doznania estetyczne, emocjonalne są nieporównywalne i niezastąpione.
Inni będą szukać miejsc stworzonych przed wiekami ręką ludzką. Zawsze w takich miejscach jest spora porcja tajemniczości, co wznosi wyobraźnię na wyżyny.
Wreszcie przy każdej metodzie nastąpi kontakt z ludźmi, którzy często są potomkami tych, którzy dokonali czynów nadzwyczajnych. Ale przede wszystkim mają życie codzienne, jakże często różne od naszego. Ten sposób podglądania innych nabiera szczególnego znaczenia, ale też wymaga dużo większego zachodu, bo trzeba odwiedzać to samo miejsce wielokrotnie. Poznanie zacznie się dopiero po zdobyciu zaufania tubylców (wzajemnego) i wtedy otworzy się świat niezwykły.
Takie podglądanie najbardziej mnie fascynuje i mam niemałą satysfakcję z tego, że liczne grupy ludzi z odległych kontynentów zaufały mi, a ja dostąpiłem niesłychanych możliwości podglądania. Nie dyskwalifikuję innych sposobów. Jak każdy, mam swoje magiczne miejsca na globie, które pielęgnuję w wyobraźni. Jak najdalej jestem od układania rankingu, ale Machu Picchu (Peru), Bagan (Birma), Angkor (Kambodża), Tikal (Gwatemala), Mykeny (Grecja), Niedzica, Białowieża (Polska) i cała masa innych, to miejsca, które zawsze powodują przyspieszone wydzielanie adrenaliny w moim organizmie. Dlaczego? Każde z tych miejsc zasługuje na specjalne pochylenie się nad nim, każde z osobna. Mało, każde też związane jest z ludźmi. Ale zostawmy to na następne spotkania.

Archiwum