15 lutego 2013

Bez znieczulenia

Marek Balicki

Po roku minister Arłukowicz znów stanął przed Sejmem w związku z kolejnym wnioskiem o wotum nieufności. Gdy piszę te słowa, nie znamy jeszcze wyniku głosowania, ale wszystko wskazuje, że koalicja ponownie obroni swojego ministra. Arytmetyka sejmowa jest nieubłagana. Zmieniły się jednak okoliczności. I to zasadniczo.
Rok temu głównym powodem krytyki ministerstwa był bałagan spowodowany wprowadzeniem ustawy refundacyjnej. Ministra Arłukowicza częściowo usprawiedliwiało to, że za przygotowanie tej ustawy nie odpowiadał, a w toku prac legislacyjnych, jako poseł SLD, był jej zdecydowanym krytykiem. Okolicznością łagodzącą był też fakt, że nowe przepisy wchodziły w życie w zaledwie drugim miesiącu jego urzędowania. Czasu było mało, a spraw do ogarnięcia wiele. A tak na marginesie, gdyby minister miał jakieś doświadczenie menedżerskie, nawet w tak krótkim czasie mógłby podjąć działania łagodzące negatywne skutki wprowadzanych zmian. Niestety takiego doświadczenia nie miał. Ale to już kwestia odpowiedzialności premiera, że w tak trudnym momencie powołał mało doświadczonego ministra.
Teraz sytuacja jest inna. Minął już rok funkcjonowania obecnego rządu. Zwykle pierwszy rok rozstrzyga o tym, co się uda zrobić do końca kadencji. Zarazem jest to wystarczający czas, by ocenić pracę całego rządu oraz poszczególnych ministrów. I w tym kontekście sprawy zdrowia nie wyglądają najlepiej. Obserwujemy narastanie zjawisk kryzysowych, a także negatywnych skutków ostatnio przyjętych rozwiązań. Natomiast kroków, które by temu przeciwdziałały, nie widać. Wskażę tylko kilka niepokojących problemów.
Pierwszy dotyczy zadłużenia. W latach 2005-2010 przeterminowane długi szpitali z roku na rok systematycznie malały. Przyczyniła się do tego ustawa restrukturyzacyjna z 2005 r. oraz wzrost wpływów ze składek w kolejnych latach. W 2011 r. ta pozytywna tendencja odwróciła się i długi zaczęły narastać. Ustawa o działalności leczniczej okazała się nieskuteczna. W pierwszych trzech kwartałach ubiegłego roku przeterminowane zobowiązania wzrosły już o 17 proc. Jeśli taka dynamika utrzyma się w kolejnych kwartałach, czeka nas finansowa zapaść większości szpitali, ale ministerstwo wydaje się nie dostrzegać zagrożenia.
Kolejna sprawa to kolejki. W 2012 r. przeciętny czas oczekiwania na świadczenia gwarantowane według Watch Health Care wydłużył się o dziesięć dni. Napięcia społeczne z tym związane odbijają się zarówno na pacjentach, jak i na personelu medycznym. Brak łatwych rozwiązań nie usprawiedliwia braku działań, a chowanie głowy w piasek jest niepoważne.
I tu trzeba przejść do podstawowej kwestii. Jaka jest polityka zdrowotna rządu? Do dzisiaj minister zdrowia nie przedstawił żadnego dokumentu, który by ją opisywał. Zajmuje się gaszeniem pożarów, zapominając, że piętrzące się wyzwania wymagają wizji i długofalowych działań. W styczniu br. minister chwalił się, że kontraktowanie świadczeń przeszło niemal niezauważone. Oby to nie była cisza przed burzą.

Archiwum