14 kwietnia 2013

Z powodzi informacji…

Janina Jankowska

Z powodzi informacji, które zalewają nas każdego dnia, przebijają się do naszej świadomości te najczęściej powtarzane. Ale czy najważniejsze? Ewa Wanat, była szefowa i twórczyni obecnej formuły programowej Radia TOK FM, niedawno przyznała na Facebooku, że od pewnego czasu nie czyta prasy codziennej i tygodników, bo zastępuje tę lekturę książkami. Jednocześnie chciałaby być poinformowana na bieżąco, co naprawdę ważnego wydarzyło się w Polsce i na świecie. Niestety, wszędzie „albo młocka partyjna, albo wypadki, albo dzieciobójczynie”. Nawet w tak pojemnym źródle wiedzy, jakim jest Internet, nie może znaleźć portalu, w którym zebrane byłyby rzeczywiście najważniejsze, aktualne informacje. Ktoś jej odpisał, że musi wsiąść do taksówki. Tam usłyszy najbardziej wiarygodne, istotne wiadomości. Portal taksówkarzy? Też ciekawe.
W miesięczniku trudno o aktualny przegląd wydarzeń, podzielę się więc z Państwem tematami, które poruszają i z pewnością na czas dłuższy pozostaną w pamięci.
Pierwszy związany jest ze słowem odpowiedzialność. Najgłośniej słychać było to słowo w związku ze śmiercią 2,5-letniej Dominiki, która za późno znalazła się w łódzkim szpitalu, po trzech kolejnych telefonach: do pogotowia, do dyżurnego lekarza nocnej i świątecznej pomocy i jeszcze raz do pogotowia. To już kolejna sprawa, wcześniej zmarł chłopiec z nierozpoznaną białaczką, bo w szpitalu na czas nie wykonano podstawowych badań krwi. Jerzy Owsiak wydał oświadczenie stawiające pod znakiem zapytania sens jego pracy. Czy to koniec grania dla szpitali dziecięcych? Wszyscy zadawaliśmy sobie pytanie, kto w tej sprawie ponosi odpowiedzialność: dyspozytorka, lekarz czy system?
Minister został wywołany do tablicy, zapowiada komisje, analizy, już działa prokuratura. Wszyscy przewidują, że odpowiedzialność zostanie rozmyta lub zrzucona na przysłowiowe kozły ofiarne. Zatem zawinili tylko ludzie czy także system, który stworzył im do takich zachowań warunki? My, pacjenci, czujemy, że polska służba zdrowia nie funkcjonuje prawidłowo. Priorytetem jest płynność finansowa, a nie dobro pacjenta. Oszczędności. Myślę, że ta ekonomia, tkwiąca głęboko w głowie każdego rozliczanego pracownika, a więc system, stwarza przyzwolenie na to, żeby ludzie budowali bariery ograniczające pacjentom dostęp do leczenia. Kto jest odpowiedzialny za wdrażanie pomysłów, które się nie sprawdzają?
Druga sprawa – odpowiedzialność ministra zdrowia, CBA, prokuratury i nas, dziennikarzy, za spektakularne zdymisjonowanie prof. Jerzego Szaflika z funkcji krajowego konsultanta w dziedzinie okulistyki. Uruchomione CBA i prokuratura z rozmachem badały rzekome nieprawidłowości związane z przeszczepem rogówek oka w klinice prof. Szaflika. Było o tym głośno w mediach. Minister Arłukowicz występuje na konferencjach jako bezkompromisowy bojownik o transparentność i przejrzystość procedur w transplantologii. Jak szeryf szybko podejmuje decyzję – dymisjonuje wybitnego specjalistę, prof. Szaflika. Transplantologia uzdrowiona. Po czym okazuje się, że prokuratura umarza sprawę „z braku znamion przestępstwa”. Profesor jest niewinny, nikogo nie skrzywdził, nie złamał prawa. Natomiast jemu złamano karierę. Nikt, ani minister zdrowia, który podjął bezpodstawną, szybką decyzję, ani dziennikarze, którzy ją jednostronnie przedstawili, nie czuje się za to odpowiedzialny.
Inny ważny temat, stale obecny na moim portalu, związany jest z przyznaniem Polsce 300 mld euro z budżetu UE. Pamiętamy ogólną radość, a nawet medialną euforię. Zadawałam sobie wtedy pytania: co powinno się zdarzyć, aby te pieniądze nie zostały zmarnowane? Aby nie poszły na nietrafione inwestycje? Aby nie zaspokajały chorych ambicji decydentów różnego szczebla? Aby za sposobem ich wydatkowania kryła się jakaś zintegrowana wizja reformowania państwa? Od tego bowiem zależy nasze poczucie bezpieczeństwa, to jak będziemy leczeni, jak kształceni, czy młodzi ludzie po studiach dostaną pracę i czy za 20 lat nie będziemy społeczeństwem starców. Są sprawy pilne i sprawy ważne. Kto je hierarchizuje? Kto ogarnia całość spraw Polski? W rządzie nie ma systemu obiegu dokumentów, który pozwalałby urzędnikom wzajemnie informować się o swoich pracach. Jedno ministerstwo nie wie, nad czym pracuje inne, a często robią to samo. W Sejmie ważniejsze są interesy partyjne niż stanowione prawo. Jak w tych warunkach, bez zintegrowanej wizji, za to przy przeregulowanym systemie i niespójnych ze sobą ustawach, będą wydawane pieniądze z UE?
A tu czytam na blogu znanej eurodeputowanej z ramienia SLD, Lidii Geringer de Oedenberg, następującą informację: „Z każdego unijnego 1 euro wydanego w ťnowychŤ krajach UE ťstareŤ kraje uzyskują średnio 61 eurocentów dochodu z dodatkowego eksportu. W Polsce z każdego wspólnotowego euro 89 eurocentów trafia do niemieckich firm, będących najczęstszymi wykonawcami różnych projektów w naszym kraju. Dla Niemiec globalnie oznacza to powrót do ich gospodarki nawet do 1,25 euro”. Eurodeputowana należy do krytyków ostrych cięć w unijnym budżecie. Tym tekstem udowadniała, że „stare” kraje UE na przyznawanych nam środkach w ramach Funduszu Spójności nie tracą. „94 proc. środków trafia z powrotem do państw członkowskich, w dopłatach bezpośrednich albo w postaci zakupu ich towarów czy usług. Cięcia w unijnym budżecie zatem to nie są oszczędności, tylko podcinanie gałęzi rozwoju regionów”.
Lubię konkrety.

Archiwum