26 maja 2013

Rozterki Prezesa

W trakcie kampanii wyborczej do samorządu lekarskiego zdołaliśmy wprawdzie zgromadzić odpowiednią liczbę kandydatów na delegatów na okręgowy zjazd lekarski naszej izby, ale, niestety, w 53 rejonach wyborczych nie zostali wcale zgłoszeni kandydaci, a więc aż 150 delegatów nie zostanie wyłonionych. Czy to oznaka słabości samorządu? Sądzę, że nie. Raczej słabości środowiska i braku zaangażowania lekarzy w sprawy społeczne, chęci zrobienia czegoś dla innych, a zarazem dla samego siebie. Narzekamy na brak skuteczności działania samorządu, uważamy, że niczego nie dokonał. A przecież zdajemy sobie sprawę z własnej bezczynności. Duża część przedstawicieli środowiska lekarskiego oczekuje, że nasze problemy, czyli problemy każdego z nas z osobna, rozwiąże ktoś inny. Jednak to nie nastąpi, jeśli będziemy bierni. Może zasługujemy na taki los? Klęskę ponoszą zawsze ci, których ogarnia marazm.
Kilka osób w samorządzie mówiących głośno i odważnie, to zdecydowanie za mało, by skutecznie przeciwstawić się głupocie władzy, której aktywność ponad wszelką wątpliwość służy tylko jej własnej wygodzie, a już na pewno nie naszemu ani pacjentów dobru. Krytyka i przeciwstawianie się decydentom może każdemu odbić się czkawką, bo w Polsce władza posiada środki, by dokuczyć, utrudnić znalezienie pracy, zesłać na banicję. Są na to liczne przykłady. Dlatego trzeba nam ludzi nie tylko chętnych do działania, ale zdeterminowanych, odważnych, gotowych niekiedy do poświęceń dla wspólnego dobra. Im będzie nas mniej działających razem, tym będziemy słabsi, tym bardziej będzie to działać na naszą szkodę. Choć wydawać by się mogło, że dawna epoka minęła i nastała wspaniała demokracja, odnoszę zgoła odmienne wrażenie. Kiedyś specjalizację mógł robić każdy lekarz, teraz możliwości te są limitowanie rezydenturami. Kiedyś można było się uczyć wszędzie, teraz ogranicza to akredytacja. Poprzednia epoka, choć zła, wykształciła pokolenie lekarzy, dzięki którym w ogóle jeszcze funkcjonuje obecny system ochrony zdrowia. Jak będzie wyglądał, gdy te dinozaury wymrą?
Dlaczego nasz niezamożny kraj szkoli lekarzy, aby następnie wymuszać ich emigrację? Czy nie potrafimy stworzyć warunków dla startu życiowego i rozwoju młodych lekarzy? Te problemy będą stanowiły treść przyszłej kadencji. Ważą się losy systemu specjalizowania się lekarzy. Trwa walka o swobodę wykonywania zawodu lekarza bez kontraktów z NFZ. Toczy się batalia o zrównoważenie winy i kary za popełniane przez lekarzy drobne, biurokratyczne błędy. Kara musi być adekwatna do wagi wykroczenia, nie może też być wielokrotna. Samorząd systematycznie stara się przekonać Ministerstwo Zdrowia, że najlepszym rozwiązaniem problemów jest ścisła współpraca i partnerstwo ze środowiskiem lekarskim. Niestety, obecny minister to niemowa, a premier jest niczym ślepy i głuchy. Zachowuje się tak, jakby działał nam na złość. Dlatego jeszcze raz apeluję o zaangażowanie w nasze wspólne sprawy. Bez wysiłku nic nie zdziałamy i życzenia naprawy systemu ochrony zdrowia jeszcze długo pozostaną niezrealizowane.

Mieczysław Szatanek

Archiwum