27 października 2013

Rozterki Prezesa

Opublikowane obwieszczenie Okręgowej Komisji Wyborczej o zakończeniu wyłaniania delegatów na Okręgowy Zjazd Lekarzy naszej izby to sygnał do tego, aby poważnie zastanowić się nad swoją rolą w nadchodzącej już VII kadencji na lata 2013-2017. Mam bardzo poważne obawy, że tylko część z tych wyłonionych lekarzy i lekarzy dentystów poważnie potraktuje swoje zwycięstwo i głęboko przemyśli, czego chcieliby dokonać w nadchodzącej kadencji dla dobra swego środowiska. Zgłoszenie swych kandydatur do władz izby jest tylko początkiem podjętych zobowiązań i wyniknie z tego potrzeba codziennych działań i poświęcenia znacznej ilości wolnego czasu na ich realizację.
Ogień zazwyczaj słabnie w trakcie wypalania się ogniska i po pewnym czasie trudno znaleźć kogokolwiek do rozwiązywania stale pojawiających się problemów. Po czterech latach sprawowania funkcji prezesa Okręgowej Rady Lekarskiej podjąłem decyzję o niekandydowaniu w wyborach na to stanowisko ponownie. Jestem szczerze zawiedziony wielką obojętnością i brakiem zaangażowania w nasze sprawy samego środowiska i przerażony ogromem krytyki pod adresem osób funkcyjnych. Nikt z krytykujących nie ma pojęcia, jak wiele trudu i wysiłku ponosi garstka działaczy, by podźwignąć ciężar walki z bezduszną administracją, bzdurnymi przepisami, wprowadzanymi pod płaszczykiem dobra pacjenta, a prowadzącymi tak naprawdę do oszczędności finansowych państwa. To państwo nie chce finansować prawdziwych kosztów leczenia, nie chce godziwie wynagradzać pracowników ochrony zdrowia, nie chce uznać permanentnie zgłaszanych przez samorząd postulatów poprawy systemu ochrony zdrowia. Oni naprawdę tego nie chcą. Cztery lata walki z wiatrakami na stanowisku Don Kichota są wystarczającym dla mnie doświadczeniem życiowym na scenie politycznej. Potrzeba nowego zapału, nowej osoby, która z podobną jak ja determinacją będzie to kontynuowała. Nie oznacza to, że czuję się przegrany. Wręcz przeciwnie. Dla samej izby miniona kadencja była wielkim sukcesem. Spłaciliśmy większość zobowiązań finansowych, zaciągniętych z tytułu budowy siedziby w Warszawie, przy ul. Puławskiej 18. W żaden sposób nie ograniczyliśmy merytorycznej działalności izby we wszystkich dziedzinach. Podołaliśmy nagle pojawiającym się wyzwaniom, wynikającym ze zmiany przepisów i obowiązków przerejestrowania praktyk lekarskich, dodatkowych zatrudnień lekarzy. Odbyło się to już tradycyjnie w chaosie, w ostatniej chwili i tradycyjnie z przesuwaniem dat zakończenia rejestracji. To ministerstwo nie potrafi działać we współpracy, logicznie i planowo, z odpowiednim wyprzedzeniem, i tak już zostanie. Bzdura goni nonsens, chaos czyni bałagan, obietnice wyborcze przeczą rzeczywistości, a nam, lekarzom, pozostaje ratowanie ludzi, bez względu na istniejące przepisy, z narażeniem na wyimaginowane kary. Trzeba mieć stalowe nerwy, by to wytrzymać, a niestety polskie huty sprzedane i doprowadzone do upadku. W tej sytuacji nie pozostaje nic innego jak zmienić lidera, na takiego, który nie zorientuje się, że zanim choćby sobie „żyły powypruwał”, to i tak spadnie na niego ogrom krytyki i niezadowolenia środowiska. Słownik wulgaryzmów polskich jest małą broszurką wobec tego, co przez cztery lata usłyszałem pod adresem izb lekarskich, a lista chętnych do uczynienia czegokolwiek dla środowiska wymaga użycia mikroskopu o coraz większej mocy. Czarnowidztwo czy naga prawda? Myślę, że każdy z nas powinien uderzyć się w piersi i najpierw skierować pretensje do osoby widzianej w lustrze. Jeśli tego nie uczynimy, to przyszłość będzie jeszcze ciemniejsza.
Jesteśmy samorządem najbiedniejszym, o najniższej składce, samorządem o najmniejszym zaangażowaniu, środowiskiem o skrajnie zróżnicowanych interesach, środowiskiem trudnym do rozruszania i najłatwiejszym do skłócenia. Zmieńmy to. Apeluję do wszystkich. Nie poddajmy się tańcowi chochołów. Jeśli w nowej VII kadencji nie weźmiemy się do pracy organizacyjnej, to połamią nas jak zapałki. Oby tak się nie stało. Szczerze tego życzę nam i nowemu prezesowi.

Mieczysław Szatanek

Archiwum