27 lutego 2015

Głos z Wiejskiej

Stanisław Karczewski, wicemarszałek Senatu RP

Na przełomie 2014 i 2015 r. ponownie mieliśmy do czynienia z bardzo poważnymi zakłóceniami w funkcjonowaniu systemu opieki zdrowotnej. Tym razem Porozumienie Zielonogórskie chciało wynegocjować lepsze kontrakty na 2015 r. i opóźniało podpisanie umów. I słusznie.
Pakiety – kolejkowy i onkologiczny – przynoszą nowe, dodatkowe zadania dla podstawowej opieki zdrowotnej, a zostały wprowadzone bez przygotowania organizacyjnego i bez zabezpieczenia finansowego. Wiele osób pytało mnie, czy w tym sporze byłem po stronie lekarzy rodzinnych, Porozumienia Zielonogórskiego, czy ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza? Odpowiadałem, że jestem przede wszystkim po stronie pacjentów, bo tak naprawdę w tym sporze najważniejsi byli pacjenci, a także dbałość lekarzy o ich sprawy. Nie wyobrażam sobie, żeby przy zamkniętych gabinetach podstawowej opieki zdrowotnej realizowany był infantylny i naiwny plan zaproponowany przez ministra. Zgodnie z nim, pacjenci mieli być przyjmowani w i tak już obciążonych SOR-ach oraz izbach przyjęć. Przyjście pacjentów podstawowej opieki zdrowotnej do tych jednostek zdewastowałoby je zupełnie. Lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego słusznie zabiegali o wykreślenie kilku niekorzystnych dla siebie zapisów, m.in. dotyczących możliwości jednostronnych korekt kontraktu przez NFZ. Choć prawdą jest też, że ów spór miał pewne konotacje polityczne. Można powiedzieć, że to była kłótnia w rodzinie, a pacjent był trochę pretekstem i pozostał w cieniu. Przypomnę, że przed wyborami 2007 r. Porozumienie Zielonogórskie poparło PO. Podczas kampanii wyborczej w wielu gabinetach wisiały plakaty wyborcze tej partii, a szef PZ w nagrodę został wiceministrem zdrowia.
Pod koniec 2006 r., kiedy funkcję ministra zdrowia sprawował prof. Zbigniew Religa, również prowadzono długie i ciężkie negocjacje z Porozumieniem Zielonogórskim. Z tą różnicą, że zakończyły się w sylwestra, a od 2 stycznia gabinety były już otwarte. Minister Arłukowicz spóźnił się z rozpoczęciem rozmów. Wydaje się, że jego działanie w dużej mierze nastawione było na efekt propagandowy i miało na celu wykreowanie w odpowiednim momencie sukcesu, czyli podpisanie 7 stycznia porozumienia. Tak się złożyło, że właśnie w tym dniu premier Ewa Kopacz podsumowywała 100 dni działalności swojego rządu i w światłach kamer przedstawiła owo porozumienie jako własne osiągnięcie. Premier wymieniła również inne sukcesy, a mianowicie wprowadzenie pakietów kolejowego i onkologicznego. Tylko że to nie rząd premier Ewy Kopacz przygotował te zmiany. Na dodatek zostały opracowane i wprowadzone bez należytych konsultacji. Przypomnę, że zarówno w Sejmie, jak i w Senacie zadziałano kompletnie bezrefleksyjnie, nie wprowadzono do tych pakietów żadnych poprawek, nawet redakcyjnych. Szkoda, że nie pomyślano o pilotażu tych rozwiązań, a rząd pochopnie zdecydował się na tak poważne zmiany, eksperymentując na „żywym organizmie”. W tej chwili chyba wszyscy, poza ministrem i panią premier, są przeciwni tym rozwiązaniom. Początkowo onkologowie i przedstawiciele niektórych innych środowisk lekarskich życzliwie i dość przychylnie oceniali projekty proponowanych zmian. Niestety, dopiero po zakończeniu prac nad ustawami dostrzeżono, że mają więcej wad niż zalet.

Archiwum