7 lutego 2018

Pluralizm mediów

Janina Jankowska

Czy sympatie polityczne dziennikarzy mają wpływ na rzetelne informowanie opinii publicznej? Od lat szukam odpowiedzi na to pytanie, bo sprawa nie jest taka prosta. Zwykło się mówić, że dziennikarz ma prawo do własnych poglądów. Tak, ale jego głównym zadaniem jest przedstawiać poglądy i działania innych. Być dociekliwym w interesie opinii publicznej, a więc ludzi o różnorodnych poglądach. Zatem jak dalece dziennikarz o bardzo wyrazistych poglądach może je narzucać swojemu czytelnikowi, słuchaczowi, widzowi?

Wiadomo, że zarówno w prasie, jak i w mediach światowych, a także polskich każdy tytuł, redakcja czy stacja mają swoją linię programową. Lewicową, prawicową, liberalną, kościelną czy szerzej związaną z określonymi wartościami głoszonymi przez daną religię.

U nas w czasach słusznie minionych, czyli w PRL, istniała również prasa katolicka: „Słowo Powszechne”, „Kierunki”, „Katolik”, „Dziś i Jutro”, „Nowy Nurt” i inne regionalne pisma, wydawane przez Stowarzyszenie PAX, organizację świeckich katolików założoną przez Bolesława Piaseckiego z przedwojennej „Falangi”, ale żyjącego w idealnej symbiozie z ówczesnymi władzami, nawet w okresie stalinizmu.

Odmienne były losy „Tygodnika Powszechnego”, który przetrwał do dziś. Wychodził od 1945 r. pod redakcją Jerzego Turowicza, z wybitnym składem redakcyjnym: Stefan Kisielewski, Maria Czapka, Stanisław Stomma, Antoni Gołubiew i inni. W 1953 r. pismo zamknięto z powodu odmowy opublikowania w numerze z 8 marca nekrologu Stalina. Przekazano je Stowarzyszeniu PAX. Jednak po 1956 r. wróciło do starego zespołu pod kierownictwem Jerzego Turowicza, a publikowali tam m.in.: Karol Wojtyła, Władysław Bartoszewski, Leszek Kołakowski, Leopold Tyrmand i inni. To była wyspa wolności, aczkolwiek także poddana cenzurze państwowej. Jednak, gdy następowała ingerencja w tekst, redakcja zamieszczała w tym miejscu formułkę: „Dekret z dnia…” itd. Wszyscy wiedzieli, że to ingerencja cenzury. Czytelnicy „Tygodnika Powszechnego” czekali na informacje, opinie, poglądy, jakie to pismo publikowało. Dla wszystkich, wierzących i niewierzących, było wiarygodne.

Jak jest dzisiaj?

Też mamy tytuły, stacje radiowe i telewizyjne o zróżnicowanej linii programowej. Ale jak! W mediach katolickich na jednym skrzydle „Nasz Dziennik”, Radio Maryja i TV Trwam, na drugim „Tygodnik Powszechny” szukający środka, a więc dla niektórych skażony liberalizmem. Jednak główny podział przebiega na linii rząd – opozycja, a ściślej PiS i anty-PiS. Dziennikarze broniący tzw. wartości stoją po dwóch stronach barykady. Każda strona ma swoje, jedynie słuszne oceny, analizy, interpretacje. Kłopot w tym, że posługują się tym samym słowem: „wartości”. Zamiast dążyć do wspólnego ustalenia, co się za nim kryje, co to znaczy dla kraju, co jest ważne dla przyszłości, okładają się kijami słów. Jedni są nazywani „zdrajcami”, drudzy „prawicowymi politrukami”. Autor drugiego określenia
– Tomasz Lis – dodawał jeszcze za pierwszych rządów PiS: „żadnego kompromisu z pisowskimi janczarami, ze wstrętnymi plwaczami spod znaku TPPR – Towarzystwa Pisowskich Prorządowych Redaktorów”. Młodemu pokoleniu przypomnę, że TPPR to był skrót nazwy: Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Teraz te wzajemne inwektywy idą głębiej. Z jednej strony pojawiają się skojarzenia z faszyzmem, nazizmem, propagandą peerelowską i hitlerowską, z drugiej – oskarżenia o zdradę spraw polskich, zaprzedanie się Zachodowi, donoszenie do instytucji unijnych. To plan działań polityków, którym dziennikarze zaangażowani po obydwu stronach dzielnie sekundują.

Obraz polskich mediów jest dosyć skomplikowany. Oglądając media tzw. mainstreamowe, choć sympatyzujące z parlamentarną mniejszością, mamy wizję zbliżającej się ruiny Polski i jej pozycji w świecie. Media publiczne, a szczególnie TVP, przedstawiają same sukcesy obecnej władzy, a jeśli coś się nie udaje, to winna jest donosząca na Polskę opozycja. Obraz czarno-biały. „Uczciwy dziennikarz krytykuje rząd w całości” – pisali Mariusz Janicki
i Wiesław Władyka z „Polityki” przed dojściem do władzy PO i PSL. Ta zasada stała się na osiem lat nieaktualna, by odrodzić się po wyborach wygranych przez PiS.

Oczywiście za tymi grupami stoją określone wartości. Stacje TV,  TVN, Polsat, Superstacja, Tok FM bronią demokracji liberalnej. „W sieci”, „Do rzeczy” oraz koncern o. Rydzyka pochylają się nad tożsamością narodową. Niestety, media publiczne, głównie TVP, znalazły się w tym samym ostatnim kręgu. Polskie Radio broni się. Nie ukrywajmy, wiadomości telewizji publicznej i komercyjnych to dwa różne światy. Decydenci TVP i ich zaplecze wychodzą z założenia, że jeśli komercja pokazuje głównie potknięcia „dobrej zmiany”, to oni muszą pokazywać głównie jej sukcesy. Wtedy – ich zdaniem – jest pluralizm. A moim zdaniem brak płaszczyzny do prawdziwej obywatelskiej i narodowej debaty, jaką powinny stwarzać media publiczne.

Jako dziennikarz całe życie związany z Polskim Radiem, kończę ze smutkiem.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum