24 lutego 2023

Nie ma no-fault, nie ma ustawy

W lutym Sejm nieoczekiwanie wstrzymał prace nad rządowym projektem ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta. Projektem, który od kilkunastu miesięcy lekarze oprotestowują, wskazując jego największą ułomność – brak prawdziwego systemu no-fault, gwarantującego, a przynajmniej radykalnie zwiększającego, bezpieczeństwo zarówno procesu leczenia pacjenta, jak i personelu medycznego. Zawieszenie prac w parlamencie przed drugim czytaniem samorząd lekarski wykorzystał do przedstawienia własnego projektu ustawy o bezpieczeństwie leczenia.

autor: MAŁGORZTA SOLECKA

9 lutego w siedzibie Naczelnej Izby Lekarskiej przedstawiciele Naczelnej Rady Lekarskiej zaprezentowali przyjęty wcześniej jednogłośnie przez NRL projekt ustawy, nad którym prace (zespołowi przewodniczył prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie Piotr Pawliszak) trwały od przełomu sierpnia i września. Dwa dni wcześniej okazało się, że po odrzuceniu przez Sejmową Komisję Zdrowia jednym głosem sprawozdania z prac nadzwyczajnej podkomisji powołanej do prac nad projektem rządowym, z porządku Sejmu zniknęło zaplanowane drugie czytanie projektu, a Tomasz Latos, przewodniczący Komisji Zdrowia, nie potrafił udzielić posłom precyzyjnej informacji, czy projekt wróci do agendy prac, a jeśli tak, czy stanie się to w marcu, kwietniu, czy może jeszcze później.

Samorząd lekarski od początku prac nad rządowym projektem w pierwotnej wersji zgłaszał liczne zastrzeżenia, m.in. wobec ułomnej konstrukcji systemu no-fault, która uzależniała zwolnienie z odpowiedzialności karnej od imiennego zgłoszenia zdarzenia niepożądanego. W ostatnich miesiącach, gdy przekonano się, że kompromis w łonie rządu i zgoda ministra sprawiedliwości na procedowanie projektu oznaczały wycofanie nawet tego rozwiązania i zastąpienie go „możliwością nadzwyczajnego złagodzenia kary” dla zgłaszającego zdarzenie niepożądane, a jednym z warunków skorzystania z „prawa do łaski” jest wskazanie wszystkich uczestniczących w zdarzeniu, samorząd stał na stanowisku, że projekt należy odrzucić w całości, bo próby poprawiania go są skazane na porażkę.

Prace parlamentarne potwierdziły, że diagnoza lekarzy była słuszna: najpierw podkomisja, a następnie Komisja Zdrowia podczas prac nad projektem przyjęła co prawda ponad 100 poprawek, ale ich lwia część miała wyłącznie charakter redakcyjny oraz uściślający i została przygotowana przez sejmowych legislatorów. Niemal wszystkie merytoryczne poprawki opracowane przez kluby opozycyjne, również dotyczące rozwiązań w zakresie zgłaszania zdarzeń niepożądanych, zostały odrzucone. Opozycja zapowiedziała więc złożenie wniosków o odrzucenie projektu w całości w trakcie drugiego czytania. Do niego jednak nie doszło, bo Komisja Zdrowia na końcowym etapie jednym głosem odrzuciła sprawozdanie podkomisji. Nota bene w opublikowanej 13 lutego rozmowie z Rynkiem Zdrowia minister Adam Niedzielski dziwił się, jak opozycja mogła głosować przeciw projektowi, który wcześniej wraz z posłami PiS wspólnie „przepracowała”. Podkreślał, że to „wypadek przy pracy” spowodowany nieobecnością podczas posiedzenia kilku posłów PiS, a losy ustawy nie są zagrożone.

Przebieg prac parlamentarnych pokazał jednak dobitnie, że jest przestrzeń do dyskusji nad prawdziwym systemem no-fault. Wbrew twierdzeniom przedstawicieli rządu nie oznacza on żądania bezkarności lekarzy. Środowisko nie ma bowiem żadnych wątpliwości: nie tylko działania umyślne (co oczywiste), ale też wynikające z ewidentnych zaniedbań, oraz zatajane zdarzenia niepożądane powinny być przedmiotem postępowania prokuratorskiego, a w konsekwencji, jeśli zarzuty się potwierdzą, podlegać osądowi z przepisów prawa karnego.

Zdecydowana większość zdarzeń medycznych, niepożądanych zdarzeń medycznych, nie ma jednak takiego charakteru. Lekarze przypominają, że są one najczęściej wynikiem uwarunkowań systemowych albo splotu okoliczności, które, zsumowane, przyczyniają się do podjęcia niewłaściwej decyzji. Lekarze chcą móc zgłaszać takie zdarzenia bezpiecznie, czyli anonimowo. Utworzony w ten sposób rejestr powinien być wykorzystywany w skali podmiotu leczniczego oraz systemu, jako wręcz podręcznik wskazujący, czego należy unikać, a co należy – w skali mikro i w skali makro – poprawiać, by zwiększało się bezpieczeństwo pacjentów.

Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, przekonywał podczas prezentacji raportu, że lekarze chcą leczyć bez obaw przed odpowiedzialnością karną. – Obecne prawo może doprowadzić do wieloletniej batalii sądowej, ciągania lekarza po sądach – podkreślał. – Lekarze chcą się na błędach uczyć i wyciągać z nich wnioski. Jeśli już dochodzi do zdarzenia niepożądanego, na pierwszym miejscu powinien być pacjent i zapewnienie mu możliwości szybkiego zdrowienia. Nie chcemy, by cały aparat państwa koncentrował się na tym, jak lekarza przeczołgać przez postępowania sądowe.

Szczegóły projektu przedstawił dziennikarzom prezes ORL w Warszawie Piotr Pawliszak. Przypomniał, że przygotowujący dokument lekarze korzystali ze wsparcia nie tylko prawników, ale też ekspertów w zakresie lotnictwa (to w tej dziedzinie system no-fault działa od lat i jest fundamentem bezpieczeństwa firm produkujących samoloty, linii lotniczych, towarzystw ubezpieczeniowych, ale przede wszystkim – pasażerów) oraz organizacji pacjentów (w ubiegłym roku w NIL odbyła się konferencja ekspercka, z której wnioski zostały uwzględnione w projekcie). Projekt ustawy o bezpieczeństwie leczenia opiera się na trzech głównych filarach. Częściowo, co warto zaznaczyć, pokrywają się one z projektem rządowym, choć różnice nie ograniczają się bynajmniej do szczegółów.

Po pierwsze: rejestr zdarzeń niepożądanych. Rządowy projekt również przewiduje jego powstanie, ale oczywiście (to nie tylko głosy „totalnej opozycji”, lecz i zgłaszane przez całe miesiące opinie ekspertów, także np. z firm ubezpieczeniowych) brak gwarancji bezpieczeństwa prawnego i konieczność imiennego zgłaszania zdarzeń zmniejszają prawdopodobieństwo wypełnienia zbioru, nazwanego „rejestrem zdarzeń niepożądanych” treścią, czyli zgłoszeniami. Jest duże niebezpieczeństwo, że pozostanie pusty lub wypełni się w tak niewielkim stopniu, że będzie nieprzydatny. Dodatkowo, co podkreślał prezes Pawliszak, w samorządowym projekcie system rejestracji zdarzeń jest rozbudowany „o analizę zdarzeń niepożądanych i zasięganie głosu eksperckiego w kreowaniu procedur w zakresie kształcenia kadr medycznych, informowania o zdarzeniach niepożądanych”. – Biorąc pod uwagę to, że nawet 90 proc. zdarzeń wynika z błędnej organizacji systemu, musimy przyjrzeć się uważnie wszystkim jego elementom – tłumaczył. Dodał, że ukaranie jednostki daje wyłącznie iluzję bezpieczeństwa. – Chcemy „odczepić” samo zgłoszenie zdarzenia niepożądanego od odpowiedzialności karnej, o ile nie zostało ono zatajone. Mówimy: medyku, jeśli nie wiedziałeś o jakimś zdarzeniu, nie mogłeś go zgłosić i nie powinieneś być za to karany – wyjaśniał.

Drugi filar to fundusz kompensacyjny zdarzeń niepożądanych. Tu podobieństw z projektem rządowym jest więcej, zwłaszcza po przyjęciu przez podkomisję poprawki dotyczącej częstszej waloryzacji świadczeń wypłacanych z funduszu (projekt rządowy przewidywał, że będzie ona następować co pięć lat). Są też jednak różnice. Lekarze proponują, by elementem systemu kompensacji był koordynator leczenia następstw poważnych zdarzeń medycznych (chodzi o to, by pacjent mógł liczyć nie tylko na rekompensatę finansową, ale i na wsparcie w procesie odzyskiwania zdrowia i, jeśli to możliwe, naprawy poniesionej szkody zdrowotnej – to jedno z oczekiwań bardzo wyraźnie formułowanych przez organizacje pacjentów). W finansowaniu całego systemu miałyby partycypować podmioty lecznicze.

Ostatnim filarem są zmiany w zakresie kodeksu karnego. To modyfikacja, a nie bezkarność. Naszą inspiracją była funkcjonująca już klauzula dobrego Samarytanina. Chodzi nie o zniesienie odpowiedzialności karnej, lecz o jej ograniczenie – mówił prezes Pawliszak, wskazując, że ograniczeniem, które nie znosiłoby odpowiedzialności karnej, byłoby rażące niezachowanie ostrożności przez profesjonalistę medycznego, np. lekarza.

Jak podkreślali przedstawiciele NRL, dane za ostatni rok wskazują, że do pionu odpowiedzialności zawodowej samorządu wpłynęło 12,3 tys. spraw o domniemane błędy popełnione przez lekarzy, z czego 14,5 proc. skończyło się wnioskiem do sądu lekarskiego. Prokuratury, do których trafiło 14 tys. spraw, skierowały akt oskarżenia jedynie w 5 proc. przypadków. Wniosek? Lwia część zdarzeń medycznych powstaje bez winy człowieka, nawet nieumyślnej, a samorząd lekarski patrzy na przypadki zdarzeń medycznych znacznie bardziej „surowo” niż wymiar sprawiedliwości.

Samorządowy projekt ustawy o bezpieczeństwie leczenia zostanie przekazany do szerokich konsultacji społecznych. Otrzymają go również parlamentarzyści.

E-wydanie – kliknij:

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum