6 marca 2018

Trudny, ale akceptowalny kompromis

Rozmowa

Trzy pytania do wiceprzewodniczącego Porozumienia Rezydentów OZZL, członka ORL
w Warszawie, Łukasza Jankowskiego

Panie doktorze, Łukaszu, jesteś sygnatariuszem porozumienia podpisanego 8 lutego z ministrem zdrowia. Wzbudza ono emocje – pozytywne i, czasem, negatywne. Dlaczego po wielu miesiącach protestu podpisaliście to porozumienie?

Rzeczywiście, za nami wiele miesięcy stresu i ciężkiej pracy. Negocjacje były bardzo trudne, oczekiwania ogromne. Wielu naszych postulatów nie udało się wprowadzić do porozumienia, kilka dobrych zmian – tak. Mamy trudny kompromis, który traktujemy jak punkt wyjścia do dalszych działań, ale również jak obustronną deklarację woli dalszego dialogu. Kompromis, który jest zwieńczeniem naszej długiej pracy, a jednocześnie przystankiem w drodze do 6,8 proc. PKB na zdrowie. Sądzę, że odnieśliśmy podczas protestu sukces dużo większy niż zapisy porozumienia. Udało nam się bowiem przekonać opinię publiczną, ale również samych lekarzy, że nasza praca jest cenna i ważna. Moim zdaniem zmieniliśmy podejście do zawodu lekarza w Polsce.

W trakcie protestu analizowaliśmy wiele scenariuszy. Nasze szanse ocenialiśmy realnie – w akcji wypowiadania klauzuli opt-out wzięło udział w całym kraju około 5 tys. lekarzy. Choć akcja miała charakter ogólnopolski, z biegiem czasu jej zasięg raczej się ograniczał niż rozszerzał. Dowodziła tego zgłaszana liczba wypowiedzeń klauzuli opt-out, która zaczynała się zmniejszać. Lekarze w regionach poddawani byli naciskom, mobbingowani. Spadało również zainteresowanie medialne akcją. Otrzymywaliśmy też sygnały z różnych stron kraju o możliwym narażeniu pacjentów na niebezpieczeństwo związane z przedłużającym się protestem. Nie chcieliśmy tego, nie taki był nasz cel. Czuliśmy odpowiedzialność za przebieg akcji, za uczestników i za pacjentów. Nie chcieliśmy przedłużać protestu za wszelką cenę.

W toku negocjacji pojawiły się konkretne propozycje porozumienia kończącego protest, odczuliśmy dobry klimat do działań w przyszłości. Poczuliśmy, że jest szansa na konstruktywny dialog. Mogliśmy propozycję porozumienia odrzucić. Protest mógłby trwać. Analizowaliśmy takie rozwiązanie. Tylko jak wytłumaczylibyśmy wtedy środowisku, protestującym lekarzom i pacjentom, że odrzuciliśmy kumulatywny wzrost finansowania ochrony zdrowia o 16 mld zł, pakiet zmian systemowych, a także istotne podwyżki dla rezydentów i specjalistów? Jak dalej mówić o woli dialogu z naszej strony? Zdecydowaliśmy, że biorąc pod uwagę rozwój sytuacji oraz możliwy do osiągnięcia – w wielu punktach korzystny dla środowiska – kompromis, łatwiej nam będzie wytłumaczyć, dlaczego porozumienie podpisaliśmy, niż dlaczego je odrzuciliśmy.

Po podpisaniu porozumienia spotkaliśmy się zarówno z jednoznacznie pozytywnymi, jak i z negatywnymi komentarzami. Negatywne – to z pewnością woda na młyn rządu, któremu udało się przekonać część naszego środowiska, że za brak natychmiastowej poprawy w ochronie zdrowia odpowiadają rezydenci (sic!). Komentarze w stylu: „nie załatwiliście”, „nie zrobiliście”, „zbyt niski wzrost nakładów, nie trzeba było podpisywać”, świadczą tylko o tym, że nasi adwersarze przeceniają siłę rezydentów. To nie my decydujemy o kształcie budżetu i o nakładach na ochronę zdrowia. My próbowaliśmy przekonać rządzących do konieczności inwestowania w zdrowie. Porozumienie świadczy o tym, że przynajmniej w małej części nam się to udało.

Podczas protestu wsparło was Porozumienie Zawodów Medycznych. Dlaczego zabrakło przedstawicieli tego gremium wśród sygnatariuszy porozumienia z 8 lutego? Słychać głosy, że inne zawody medyczne zostały na lodzie.

Porozumienie Zawodów Medycznych dołączyło do protestu głodowego w drugiej fazie, nie brało natomiast aktywnego udziału w dalszej części protestu, tj. w akcji: jeden lekarz – jeden etat, nie uczestniczyło również w akcji wypowiadania klauzuli opt-out. Toczący się dalej protest był protestem środowiska lekarskiego (w negocjacjach oprócz Porozumienia Rezydentów brali udział – i zabierali głos – przedstawiciele OZZL oraz NRL). Dziwią nas pojawiające się wewnątrz samego PZM głosy, że inne zawody zostały na lodzie. Pamiętajmy, że po zakończeniu głodówki żaden związek zawodowy zrzeszający przedstawicieli innych zawodów medycznych nie wsparł czynnie dalszego protestu.

Nikt z nas nie miał pretensji do pielęgniarek, kiedy wywalczyły tzw. zembalowe, ani do ratowników, kiedy negocjowali podwyżki dla swojej grupy zawodowej. My wynegocjowaliśmy pakiet zmian w całej ochronie zdrowia, również wzrost finansowania dla wszystkich. Wiem, że oczekiwania dotyczące porozumienia były ogromne. Wszyscy chcieliśmy, żeby nasze żądania zostały uwzględnione w 100 proc., ale nie było to, jak widać, w tej chwili możliwe. Nie byliśmy w stanie teraz wynegocjować więcej, a mamy poczucie, że daliśmy z siebie wszystko. Udało się spełnić część postulatów, lecz sukcesem porozumienia jest w gruncie rzeczy to, że udało się otworzyć zamknięte dotychczas na cztery spusty drzwi do dalszych zmian, do dialogu z Ministerstwem Zdrowia. Nam udało się te drzwi uchylić, teraz nic nie stoi na przeszkodzie, żeby inne gremia, przedstawiciele innych zawodów medycznych, ale również organizacje lekarskie – jeśli wyrażają taką wolę, to we współpracy z nami – poszły za ciosem i wywalczyły więcej.

Myślę, że pretensje do nas biorą się również z braku znajomości treści porozumienia. Zamieszczono w nim przecież zapis, że minister zdrowia do końca roku rozpocznie dialog z reprezentantami innych zawodów medycznych odnośnie do ich warunków pracy (postanowienie w tym brzmieniu znajdowało się w propozycji porozumienia przedstawianej MZ już w czasie głodówki, było wtedy zgodne z wolą środowisk zrzeszonych w PZM). Zapisaliśmy również, że wprowadzone do szpitali sekretarki/asystenci medyczni będą mieli za zadanie odciążyć od pracy biurokratycznej nie tylko lekarzy, ale też pielęgniarki. Treść porozumienia dowodzi, że zależy nam na całym systemie ochrony zdrowia, również na dobrych warunkach pracy przedstawicieli innych zawodów medycznych.

Co mówicie lekarzom, którzy na wasz apel wypowiedzieli klauzulę opt-out, a nie rozumieją w pełni warunków podpisanego porozumienia? Czy teraz będziecie namawiać lekarzy do podpisywania „lojalek” – deklaracji niewyjechania zagranicę w zamian za wyższe wynagrodzenie?

Przede wszystkim muszę podziękować wszystkim lekarzom, którzy zaangażowali się w nasze dotychczasowe akcje, m.in. w akcję wypowiadania klauzuli opt-out. To dzięki ich zaangażowaniu, trudnej walce w regionach, uporowi i wierze w sukces, negocjacje na szczeblu centralnym w ogóle były możliwe.

Nasze ideały i postulaty nie zmieniają się, dobrze wiemy, że porozumienie w magiczny sposób nie sprawi, że od 8.02.2018 r. ochrona zdrowia w Polsce zacznie działać lepiej. Klauzula opt-out nie powinna obowiązywać już od dawna, wszyscy musimy mieć wystarczającą ilość czasu na odpoczynek, dla rodziny, jak również na samokształcenie. Jednak, z powodu niedoborów kadrowych, których przecież jednym podpisem zniwelować się nie da, po podpisaniu porozumienia zaapelowaliśmy do lekarzy, aby pracowali
– jeśli czują się na siłach – w większym wymiarze godzin. Dlaczego? Bo akcja #opt-out pokazała prawdziwy brak lekarzy w Polsce, którego wyrównanie zajmie wiele lat. Nasz apel o pracę w większym wymiarze godzin nie oznacza, że apelujemy o powtórne akceptowanie klauzuli opt-out. Już praca w wymiarze 48 godzin w tygodniu zakłada przecież godziny ponadetatowe, a nie wymaga podpisania klauzuli. Jej zaakceptowanie pozostaje suwerenną decyzją lekarza. My do powtórnego podpisywania namawiać nie będziemy, byłoby to niezgodne nie tylko z apelem NRL, ale także z naszymi ideałami. W negocjacjach prezentowaliśmy swoje stanowisko bardzo twardo, stąd takie, a nie inne brzmienie punktu porozumienia dotyczącego apelu o pracę w większym wymiarze godzin. Zwracam uwagę również na zapis, który mówi, że kres klauzuli opt-out ma nastąpić w 2028 r. Wyznaczenie takiej daty to w mojej ocenie krok w dobrym kierunku. Zwracamy się natomiast do lekarzy o to, żeby zostawali w kraju, jednym z haseł Porozumienia Rezydentów jest: ,,Chcemy leczyć w Polsce”. W toku negocjacji bardzo mocno oponowaliśmy przeciwko jakimkolwiek rozwiązaniom nakładającym na lekarzy obowiązek odpracowywania w Polsce studiów czy wprowadzeniu tzw. lojalek. Dbaliśmy o to, aby rozwiązania zawarte w porozumieniu miały dla lekarzy charakter fakultatywny. Wprowadza ono podwyżki (w porównaniu z treścią rozporządzenia podpisanego przez ministra Radziwiłła) dla rezydentów, niezależnie od ich planów zawodowych po ukończeniu rezydentury. Jeszcze wyższe miesięczne wynagrodzenie otrzymają osoby, które zgodzą się pracować w Polsce. To zapis korzystny finansowo dla lekarzy (wyższa będzie płaca zasadnicza, więc dodatkowo wzrośnie wynagrodzenie za dyżury itd.), ale także dla państwa, które traktuje szkolenie lekarzy jak inwestycję. Zgadzam się z głosami o zagrożeniach związanych z podwyższeniem wynagrodzenia niektórych lekarzy w zamian za deklarację pozostania w Polsce. My również te zagrożenia widzieliśmy i widzimy. Wprowadzenie takiego rozwiązania do porozumienia było wymogiem strony rządowej, a wprowadzony ostatecznie zapis – trudnym, ale akceptowalnym kompromisem. 

Pytała Ewa Gwiazdowicz-Włodarczyk

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum