29 kwietnia 2014

To nie wypali

Mówi lekarz rodzinny Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia.

Jak pani ocenia zmiany zaproponowane przez ministra zdrowia w celu zmniejszenia kolejek?
Planowane przez ministra Arłukowicza propozycje zmian w POZ mają iść dwufalowo, ale przede wszystkim zapowiadane jest zwiększenie zakresu badań diagnostycznych dla lekarzy rodzinnych. To postulat środowiska, zgłaszany od wielu lat. Takie badania, jak echo serca, T3, T4, itp., pozwolą nam szerzej diagnozować i leczyć pacjenta, a nie wysyłać na badania do poradni specjalistycznej. Zmiany te już dawno powinny być wprowadzone do zakresu badań w POZ. Jest tylko problem, jak zostaną sfinansowane, czyli, ile i w jaki sposób NFZ dołoży środków na realizację tej propozycji.

A jeżeli decydenci nie dołożą pieniędzy?
Jeżeli nie będzie dodatkowych środków finansowych, to – moim zdaniem – nie ma możliwości rozszerzenia żadnego zadania w POZ. Ciągle o tym mówimy, także ministrowi zdrowia. Stawka kapitacyjna jest za niska i trzeba ją podwyższyć, żeby utrzymać podstawową opiekę zdrowotną na dzisiejszym poziomie.
Natomiast jeśli się planuje coś więcej, trzeba za to zapłacić, bo każde dodatkowe badanie diagnostyczne kosztuje. Tak samo jak kosztują dodatkowe nasze konsultacje. Jak pacjent przyjdzie ze złym wynikiem, muszę zlecić leczenie, kontrolę i dodatkowe badania, a to przecież dodatkowe koszty i praca.

Jak oceniacie proponowane zmiany dla POZ dotyczące pacjentów onkologicznych?
Druga część zapowiadanych zmian obejmuje onkologię. Ma być duże przesunięcie świadczeń w zakresie onkologii do POZ. Słyszymy o tzw. zielonej karcie onkologicznej, ale dzisiaj nie wiemy, jak będzie prowadzona kwalifikacja do otrzymania tej karty i co ona będzie ze sobą niosła, poza „przeskoczeniem” kolejki. Ta karta ma spowodować, że pacjent nie będzie stał w kolejce do specjalisty, na badania komputerowe, histopatologiczne itd. Pytam więc, jaki będzie standard tej karty i który pacjent ją otrzyma? Kolejne pytanie: jak świadczenia dla pacjenta z „zieloną kartą” będą rozliczane? A także świadczenia w POZ dla pacjentów, którzy powrócą po leczeniu onkologicznym. W przypadku wprowadzenia zapowiadanych zmian trzeba będzie opracować standardy postępowania medycznego. Dzisiaj niestety standardów nie mamy, a przede wszystkim nie mamy, co ciągle podkreślam, środków finansowych. Kolejny istotny problem, o którym pan minister zapomina, to brak kadr, które by sprostały nowym zadaniom POZ. Praca z chorymi na poziomie lekarza rodzinnego była planowana od lat, tylko zapowiadano, że lekarze POZ będą mieli pod opieką nie więcej niż po 1500-1600 pacjentów.

Rzeczywiście, dużo się mówi o braku lekarzy specjalistów, a jak sytuacja wygląda u lekarzy rodzinnych? Czy tu też mamy lukę pokoleniową?
W tej chwili mamy średnio po 2500-2700 deklaracji pacjentów. Ale zdecydowana większość moich koleżanek i kolegów w małych miejscowościach opiekuje się 3,5-4 tys. pacjentów, a rekordzista – 6 tys., ponieważ nie ma kto przyjść do pracy. Poza tym lekarze w POZ są już mocno wiekowi. Średnia wieku wynosi 60 lat! Powstaje dylemat, kto to wszystko, co proponuje Arłukowicz, będzie robił. Już dziś udzielany 50-70 porad dziennie. Ostatnia nowelizacja ustawy, dopuszczająca pediatrów i internistów do pracy w POZ, nie rozwiązuje problemu.

Co może poprawić sytuację?
Nie mamy regulatorów popytu dla pacjenta. Dziś takim regulatorem są jedynie kolejki, którym teraz premier i minister wypowiedzieli wojnę. Jest totalna nadkonsumpcja świadczeń nie tylko w POZ. Jak powinno być? Powinno być współpłacenie. Takie rozwiązanie wprowadzono w krajach przeznaczających na zdrowie dużo więcej pieniędzy niż Polska. Ograniczało to istotnie popyt na świadczenia medyczne.

Ale na to nie ma zgody polityków…
Miała miejsce rozmowa na ten temat w ministerstwie. Odpowiedź jednoznacznie brzmiała: – A to pani nie wie, że są wybory? Odpowiadam: – Jestem lekarzem, nie politykiem. Co mnie obchodzi, że zbliżają się kolejne wybory.

Ostatnie pytanie, czy sądzi pani, że to, co proponuje minister zdrowia, się uda?
Moim zdaniem nie, ponieważ cały projekt jest nierealny. Obudzi też u pacjentów bardzo duże oczekiwania w stosunku do POZ i obawiam się, że niestety kolejki przesuną się do POZ. A tego do tej pory właściwie nie było. Od wielu lat obserwujemy, jak skraca się czas przeznaczany przez nas dla pacjenta. Ile ma trwać rozmowa z nim? 10 minut? 15? 20? A gdzie czas na badanie, wypisanie skierowań na badania diagnostyczne, recepty i wreszcie wypełnienie dokumentacji, w tym tej gigantycznej (po wprowadzeniu „zielonej karty” pewnie jeszcze większej) dla NFZ? W tej chwili mamy dla pacjenta 5 minut. Taka jest średnia. Rodzi się następny dylemat, bo jeśli ta średnia ma wynosić tylko tyle, to pakietu, zarysowanego przez Bartosza Arłukowicza, nie da się zrealizować. Potrzebni są ludzie, pieniądze i zmiany systemowe. Poza tym realizacja zmian musi być rozpisana „na nuty”, nie wystarczy sama zapowiedź! Tymczasem nie ma nawet jednej kartki ze szczegółami. Na razie jest tylko wystąpienie dla mediów i opinii publicznej, która te propozycje „kupi”, bo się na szczegółach systemu nie zna. Projekt ten rozbudzi jeszcze dodatkowe oczekiwania i wzrośnie popyt na świadczenia.

rozmawiała
Ewa Gwiazdowicz-Włodarczyk

Archiwum