27 czerwca 2018

Walczmy z hejtem

Przeciw agresji

„Nazywam się Dawid Ciemięga i jestem lekarzem. To jest mój manifest w obronie dobrego imienia” – to pierwsze słowa apelu rezydenta pediatrii z Tychów, który postanowił walczyć z pomówieniami w Internecie. Wszystko rozpoczęło się po serii postów, w których obalał rzekomą hipotezę na temat toksyczności szczepionek. Zdecydował się na konfrontację z hejterami w sądzie. Przełom czy walka z wiatrakami?

Panie doktorze, dotychczas lekarze rzadko reagowali w stanowczy sposób na podobne oskarżenia. Zdecydował się pan na walkę w sądzie. Dlaczego?

Lekarze w większości przypadków nie zdają sobie sprawy ze skali zjawiska. Widzę to z własnej perspektywy. To karygodne niszczenie opinii nam wszystkim. Internauci wystawiają negatywne cenzurki, które są czystą złośliwością, niepopartą faktami. Ma to wpływ bezpośrednio na naszą pracę, na liczbę pacjentów i ich zaufanie. Nie musiałem daleko szukać, ponieważ przy okazji mojej sprawy opinie były wystawiane na moim profilu w serwisie społecznościowym. Zdecydowałem się na walkę ze względu na eskalację zjawiska. Tsunami hejtu, dziesiątki, setki osób z całej Polski chciały mnie skrzywdzić swoimi opiniami. Rozpowszechnianie fałszywych informacji na mój temat potraktowałem jak niszczenie mojego wizerunku. Stwierdziłem, że musi nastąpić przełomom, żeby lekarze nie byli bezbronni wobec takich działań, i postanowiłem odeprzeć atak.

Jaka była reakcja środowiska lekarskiego? Czy samorząd stanął na wysokości zadania i pomógł w walce o dobre imię?

Kiedy sprawa stała się bardziej medialna, prezes Śląskiej Izby Lekarskiej skontaktował się ze mną i zaproponował spotkanie. Udzielił mi wsparcia merytorycznego i opieki prawnej. Zaskoczył mnie odzew ludzi z całej Polski – pomocną dłoń wyciągali prawnicy, pracownicy ochrony zdrowia, a nawet prywatny detektyw. Środowisko lekarskie stanęło za mną murem. Można poczuć, że Porozumienie Rezydentów dało impuls, dzięki któremu jesteśmy zjednoczeni i gramy do jednej bramki. Walka o własne dobre imię nie była priorytetem. Chciałem pokazać społeczeństwu, że jeżeli ktoś będzie bezprawnie obrażać lekarza, musi się liczyć z konsekwencjami.

Jak lekarze powinni rozmawiać z rodzicami wyrażającymi wątpliwości dotyczące szczepień? Czy istnieją rozwiązania systemowe, które mogłyby zachęcać, zamiast zniechęcać?

Musimy wiedzieć, z czym się mierzymy. Mam wrażenie, że nie mamy pojęcia o skali problemu i dlatego nie wiemy, jak sobie radzić z nieprawdziwymi informacjami. Należy wiedzieć, czym pacjenci mogą nas zaskoczyć, żebyśmy mogli przygotować się i przedstawić swoją wizję medycyny opartej na faktach. Z moich obserwacji wynika, że rodzice przychodzą przygotowani na wizytę. Odpowiedzi na mnożące się pytania znajdują w sieci. Mamy obowiązek wychodzić naprzeciw i oddolnie prowadzić edukację naszych pacjentów – nie tylko w gabinecie, ale też w różnych środkach przekazu.

Czy słyszał pan o akcji Krajowej Izby Lekarskiej we Włoszech „Bzdura wpędzi nas do grobu”? W ramach kampanii społecznej przygotowano ogłoszenia i billboardy. Lekarze wybrali szokującą formę przekazu. Hasłu przewodniemu: „Nie ufajcie bzdurom w sieci. Zawsze pytajcie lekarza”, towarzyszą obrazy nagrobków i umieszczonych na nich napisów. Czy takie kampanie miałyby rację bytu w Polsce?

Myślę, że jest to potrzebne. Wyraźnie widzę to na swoim przykładzie. Moja działalność internetowa jest akcją informacyjną. Piszą do mnie rodzice, którzy przeszli na stronę rzetelnej medycznej wiedzy. To budujące. Nasze przyzwolenie na pseudomedycynę i szarlatanerię może prowadzić do zagrożenia życia i zdrowia pacjentów, a na to nie możemy sobie pozwolić. <

Rozmawiał Piotr Matyja

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum