28 sierpnia 2015

Wspomnienia

Róża Nowotna-Walc
(1922-2015)

Róża Nowotna-Walc, znakomity lekarz diabetolog, przez 30 lat nauczyciel akademicki, działaczka „Solidarności” i izb lekarskich, była ostatnim lekarzem w rodzinie, której członkowie zapisali się nie tylko w historii medycyny, ale również literatury polskiej.
Tuż przy deptaku w Krynicy, nad Kryniczanką, stoi dom zbudowany przez Jej dziadka, dr. Bolesława Skórczewskiego, internistę i balneologa, przed I wojną światową właściciela krynickiego „Zakładu dyjetetycznego”, autora rozpraw i artykułów naukowych.
Ojcem Pani Róży był dr Gustaw Nowotny, który zrezygnował z asystentury w krakowskiej klinice, żeby w 1912 r. dołączyć do pionierów zakopiańskiej medycyny, podejmując funkcję dyrektora szpitalika pod Gubałówką. Przez pewien czas był też, jak wspominała córka, jedynym chirurgiem w Zakopanem.
Dopiero po 11 latach, gdy na Kotelnicy wybudowano nowy szpital, nie trzeba już było nosić wody z potoku płynącego w odległości 150 m. Personel medyczny zyskał dobre warunki do leczenia pacjentów. Jednym z nich był Michał Choromański, który uczynił doktora Nowotnego bohaterem swojej powieści „Zazdrość i medycyna”.
We wrześniu 1939 r. dr Nowotny poszedł na wojnę. Po kampanii wrześniowej trafił do Francji, gdzie będąc komendantem szpitala wojskowego, załatwiał przerzut żołnierzy do Anglii. Po kilku przesłuchaniach przez gestapo koledzy namawiali go, żeby się ukrył, ale odmówił. Wysłany do Dachau, według relacji sanitariusza z obozu, zmarł z wycieńczenia.
Dzieci dr. Nowotnego, Gustaw i Róża, zostały lekarzami.
Podczas okupacji niemieckiej Róża Nowotna studiuje medycynę w legendarnej Szkole Zaorskiego. Poznaje tam przyszłego męża, Jana Walca. Przed wybuchem Powstania obydwoje otrzymują przydział do służby medycznej batalionu „Zaremba-Piorun”, do szpitala organizowanego w Zgromadzeniu Sióstr Rodziny Maryi przy ul. Hożej. Gustaw Nowotny, brat Róży, zostaje zastępcą komendanta, dr. Edwarda Dreszera. Trzeciego dnia walk pożar niszczy drewnianą zabudowę klasztoru. Szpital trzeba przenieść na Poznańską, do gmachu PZU. I wtedy, ratując rannego, ginie od kuli snajpera młody sanitariusz Andrzej Twardo. Jest pierwszą ofiarą Niemców. Chowają go na podwórku. Na długo zapanował nastrój ogólnego przygnębienia, opowiadała Pani Róża. Aż ktoś zaproponował: „A gdyby tak pożenić Jasiów?”. I 12 sierpnia 1944 r., w ocalałej z pożaru kaplicy Sióstr Rodziny Maryi, odbył się pierwszy w Śródmieściu powstańczy ślub. Róża Nowotna i Jan Walc wymienili się obrączkami, które kolega wyciął z łożyska karabinu maszynowego. Nosili je przez 20 lat, dopóki zupełnie nie sczerniały. Prezenty ślubne odzwierciedlały skalę ówczesnych potrzeb i możliwości. Wanna pełna wody – prezent od szefa sanitarnego – plasowała się w górnych rejonach tej skali. Na przyjęciu weselnym matka przełożona podała kanapki z nasturcją z klasztornego ogródka, a komendant przysłał butelkę czerwonego wina. Były i kwiaty – dalie z pobliskiego Ogrodu Pomologicznego.
Bez wody, światła, jedzenia szpital wciąż jednak funkcjonował – dzięki pomysłowości i przedsiębiorczości personelu. W zdobytej przez powstańców mleczarni była studnia, był też agregat. Nocą dostarczano prąd na Poznańską, do zakładu rentgenowskiego doc. Witolda Zawadowskiego. Późniejszy profesor radiologii występował w roli laboranta, pomagał lekarzom w usuwaniu rannym odłamków, korzystając z obrazu na ekranie. Wychodząc za Jana Walca, Róża Nowotna, córka i siostra lekarzy, znalazła się w kolejnej rodzinie lekarskiej. Lekarzami byli obydwoje Jej teściowie – teść ordynatorem chirurgii w Szpitalu Dzieciątka Jezus.
Po Powstaniu, 10 października, Róża i Jan opuszczają Warszawę załatwionym za łapówkę samochodem, wyposażeni w dobre papiery. Jadą do Podkowy Leśnej, do domu teściów. Teść był wówczas w niewoli, w obozie jenieckim w Rumunii, teściowa pracowała jako lekarz w obozie w Pruszkowie. Miała nadzieję, że jeśli Jan i Róża tam trafią, zdoła ich wyprowadzić. Dom teściów był po brzegi wypełniony uchodźcami z Warszawy.
Po dyplomie w 1947 r. Róża Nowotna-Walc rozpoczyna pracę w I Klinice Chorób Wewnętrznych Szpitala Dzieciątka Jezus, Jan Walc – wolontariat w Zakładzie Fizjologii UW, równocześnie zarabia na życie jako internista.
W latach 1967-1991 dr Róża (doktorat w 1961 r.) jest zastępcą ordynatora Oddziału Chorób Wewnętrznych Szpitala Praskiego. Jej mąż zajmuje się tłumaczeniami literatury medycznej z francuskiego, angielskiego i niemieckiego. Długo choruje. Umiera w 1982 r. Syn Jana i Róży – Jan Walc, krytyk literacki, zmarł na nowotwór w 1993 r., w wieku 45 lat. Córka Anna uczy francuskiego, tłumaczy i wychowuje sześcioro dzieci.
„Solidarność” otworzyła nowy rozdział w życiu dr Róży Nowotnej-Walc. Została członkiem Krajowej Komisji Koordynacyjnej Pracowników Służby Zdrowia NSZZ „Solidarność”, współpracowała z Prymasowskim Komitetem Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom, uczestniczyła w pracach Okrągłego Stołu. W działalność izb lekarskich zaangażowała się od chwili ich reaktywowania. Była sędzią Okręgowego Sądu Lekarskiego. Przyznano Jej najwyższe odznaczenia państwowe, lekarskie i samorządowe, m.in. Polonia Restituta, Gloria Medicinae, Laudabilis.
Pracowała do 90. roku życia, przez ostatnie lata głównie w przychodni dla kombatantów.

ed


Ewa Kaczyńska
(1958-2015)

Doktor Ewa Kaczyńska, pediatra, była absolwentką WAM. Po ukończeniu studiów w 1985 r. rozpoczęła pracę w łosickim ZOZ. Od dnia niespodziewanej, tragicznej śmierci 20.03.2015 r. wspomina Ją wiele osób. Nad odejściem dr Kaczyńskiej ubolewają najbliżsi, współpracownicy oraz pacjenci podkreślający Jej otwartość i codzienną, nieustającą z upływem lat pracy życzliwość i zainteresowanie losem człowieka.
Jej droga zawodowa od początku była ukierunkowana na opiekę nad najmłodszymi pacjentami. Pracując na Oddziale Dziecięcym Szpitala Łosickiego, jako asystent, a następnie zastępca ordynatora Oddziału Noworodkowego, zdobyła I i II stopień specjalizacji z pediatrii. W życiu prywatnym była niestrudzoną mamą trzech synów, żoną i aktywną uczestniczką działalności gospodarczej męża Włodzimierza.
W 1999 r. dzięki Jej inicjatywie powstała przychodnia „Zdrowie”, której została kierownikiem. W 2004, razem z zaprzyjaźnionymi lekarzami, założyła NZOZ „Eskulap”. W okresie przeszło dziesięcioletniego istnienia placówki była jej prezesem i ustawicznym motorem rozwoju, kołem zamachowym różnych przedsięwzięć. Swoje pomysły realizowała z niezwykłą wytrwałością i niezłomną wiarą w sukces.
Aktywne życie osobiste i zawodowe nie przeszkadzało Ewie Kaczyńskiej pozostać estetką. Zawsze dbała o wygląd otoczenia, w którym przyszło Jej żyć i pracować. Od wczesnej wiosny kwiaty zdobiły nie tylko Jej dom, ale również otoczenie placówek, w których pracowała.
Zmodernizowała budynek pozyskany dla rozwijającej się przychodni „Eskulap”. Dzięki Jej pomysłowi od wielu lat funkcjonuje tam piękna grota solna.
W 2007 r. rozpoczęła starania o stworzenie bardzo potrzebnej poradni – Ośrodka Rehabilitacji Dziennej, niosącej wielodyscyplinarną pomoc dzieciom z problemami neurorozwojowymi. Razem ze wspólnikami zorganizowała prężnie działającą grupę terapeutyczną, złożoną z lekarzy, fizjoterapeutów, psychologów, pedagogów i logopedów, która na co dzień pomaga małym pacjentom przełamywać bariery psychofizyczne i wstępować w dorosłe życie z jak największymi umiejętnościami. Dzięki Jej operatywności pomoc rehabilitacyjną zorganizowano również w siedleckiej placówce przy ul. Klonowej.
Dała się poznać również jako niestrudzona organizatorka spotkań służących integracji ludzi razem pracujących. Z Jej inicjatywy odbyło się wiele ognisk, kuligów, zabaw karnawałowych i rocznicowych.
Na co dzień uśmiechnięta, życzliwa, bezpośrednia, otwarta na cudze problemy, zawsze potrafiła dodać otuchy pacjentom, rodzinie, przyjaciołom, znajomym. Zarażała optymizmem, mobilizowała do czynu, przeciwstawiała się zwątpieniu. Była ucieleśnieniem teorii, że młodość to nie etap życia, lecz stan ducha. Ewuniu, nigdy nie zapomnimy tego wszystkiego, co powstało dzięki Twojej odwiecznej duchowej młodości i miłości do ludzi. Śpij spokojnie i po swojemu czuwaj nad nami!

Magdalena Czapska


Ireneusz Tyszkiewicz
(1945-2015)

21 lipca 2015 r. zmarł po ciężkiej chorobie dr n. med. Ireneusz Tyszkiewicz, wieloletni ordynator Oddziału Chorób Wewnętrznych w Szpitalu im. Michała Okońskiego w Warszawie.
Ireneusz Tyszkiewicz urodził się 3 maja 1949 r. w Wieluniu. W 1967 rozpoczął studia na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej w Łodzi, na którym w 1973 r. otrzymał dyplom lekarza z wyróżnieniem. Na łódzkiej uczelni rozpoczął pracę jako asystent w I Klinice Chorób Wewnętrznych, a w 1976 r. uzyskał w I stopień specjalizacji z chorób wewnętrznych. II stopień specjalizacji w tej samej dziedzinie zdobył sześć lat później, w Centrum Medycznym Kształcenia Podyplomowego w Warszawie. Po kolejnych trzech latach uzyskał specjalizację z alergologii. W 1992 r. obronił pracę doktorską pt. „Problem rozpoznania i leczenia astmy oskrzelowej w wybranych zakładach lecznictwa otwartego w Polce” na Akademii Medycznej w Bydgoszczy, pod kierunkiem prof. dr. hab. Bogdana Romańskiego.
Od 1976 r. Ireneusz Tyszkiewicz pracował w Warszawie. Związany był kolejno z: pogotowiem lekarskim Szpitala MSW, Szpitalem Grochowskim oraz Szpitalem Kolejowym im. M. Okońskiego przy ul. Brzeskiej. Tej ostatniej placówce poświęcił większą część życia zawodowego. Od 1999 do 2008 r., tj. do momentu likwidacji szpitala, pełnił tam funkcję ordynatora Oddziału Chorób Wewnętrznych.
Jako ordynator był niezwykle ceniony przez współpracowników i pacjentów. Pracę wykonywał zawsze bardzo rzetelnie. Do każdego pacjenta podchodził z wielką życzliwością i zrozumieniem. Doceniony został także przez środowisko medyczne, w roku 2007 przyznano Mu zaszczytny medal Gloria Medicinae.
W życiu prywatnym był wspaniałym mężem, ojcem i dziadkiem. W ostatnich latach wiele radości wniosła w Jego życie wnuczka Zosia. Jego pasją były podróże. Szczególnie upodobał sobie Paryż, Rzym, Edynburg i Pragę. Wypoczywał tam, gdzie efektowna architektura przeplata się z ciekawą historią. W Polsce zawsze z sentymentem wracał do Krakowa i Gdańska. Pasjonowały Go również dzieje Watykanu oraz historia współczesna. Regularnie bywał na koncertach w filharmonii i w teatrze. Pieśnią „Modlitwa” Bułata Okudżawy, jednego z Jego ulubionych artystów, pożegnaliśmy dr. Ireneusza Tyszkiewicza na warszawskim cmentarzu w Pyrach. Dziękujemy Ci za wszystko. Pozostaniesz na zawsze w naszej pamięci.

Rodzina
Piotr Achremczyk
(1954-2015)

30 maja 2015 r. straciłem ukochanego Tatę, pacjenci – swojego ukochanego Doktora, Radomski Szpital Specjalistyczny – wieloletniego Ordynatora i założyciela Oddziału Kardiologii, miasto – wizjonera, który ze zwykłego oddziału chorób wewnętrznych, jakich wiele, stworzył Oddział Kardiologii leczący na poziomie, jakiego nie powstydziłyby się najlepsze ośrodki akademickie, człowieka o niezwykłym sercu, prawdziwego humanistę, dla którego fakt bycia lekarzem oznaczał nie tylko tytuł, ale głównie ścieżkę życia ukierunkowaną wielką miłością i szacunkiem do wszystkich ludzi. Pokonała Go choroba nowotworowa.
W 1954 r., w Szczecinie, parze studentów Pomorskiej Akademii Medycznej: Halinie i Tadeuszowi Achremczykom, urodził się długo wyczekiwany, ukochany syn Piotruś. Był niezwykle wrażliwym, ugodowym i przyjaznym dzieckiem.
W rodzinie miał przezwisko „Poczciwina”. Kochał długie wycieczki, sport, w późniejszych latach, latach licealnych, grał w drużynie siatkarskiej. Tata kochał matematykę, od lat dziecięcych, spędzonych w Białogardzie, Słupsku, Stargardzie Szczecińskim, a w końcu w Skarżysku-Kamiennej, doskonalił umiejętność logicznego myślenia. Uwielbiał rozwiązywać łamigłówki. Od małego był również otoczony opowieściami medycznymi, jakimi żyli Jego rodzice, opowiadając i konsultując między sobą np. przebieg dyżurów szpitalnych.
W 1973 r. rozpoczął studia w Łódzkiej Akademii Medycznej. Podczas sześciu lat nauki nie pozostawił na uboczu drugiej swojej pasji – podróży. Związał się za pośrednictwem starszej siostry Lidii, studentki chemii, z klubem „Płazik” zrzeszającym studentów Politechniki Łódzkiej kochających turystykę pieszą.
Również podczas studiów poznał moją Mamę – Renatę, wówczas studentkę filologii angielskiej, której rodzice, podobnie jak Jego, mieszkali w Skarżysku-Kamiennej. Podczas wielogodzinnych kolejowych podróży do domu i podczas lekcji angielskiego zawiązała się między Nimi wielka miłość, która nigdy nie wygasła.
W 1979 r. miało miejsce kilka istotnych wydarzeń, m.in. Tata został absolwentem Akademii Medycznej w Łodzi, otrzymał upragniony tytuł lekarza medycyny, poślubił moją Mamę, a w maju urodziło Mu się pierwsze dziecko – ja. W tamtych czasach działały jeszcze nakazy pracy. Tata miał do wyboru Śląsk lub Radom.
I tu tak naprawdę zaczęła się Jego przygoda. Najpierw staż podyplomowy, potem początek pracy na Oddziale Wewnętrznym I, kierowanym przez bardzo wymagającą, ale niezwykle mądrą i ambitną dr n. med. Danutę Anańko. Dodatkowo pracował w zakładzie patomorfologii, u prof. Hańskiego w Radomiu, oraz w przychodni na osiedlu Ustronie. W roku 1983, po czterech latach pracy i zdanym egzaminie, otrzymał tytuł specjalisty I stopnia chorób wewnętrznych, w 1986 – II stopnia. Miłością i wielkim marzeniem Taty była jednak niedostępna wtedy w Radomiu kardiologia. Kierował się maksymą: „gdy ludzie mówią, że coś jest niemożliwe do zrobienia, zawsze znajdzie się ktoś, kto o tym nie wie i… to robi”. Tym kimś był On sam, związał się bowiem z kliniką śp. prof. Leszka Ceremużyńskiego, otworzył specjalizację z kardiologii, którą ukończył w 1993 r., uzyskując tytuł specjalisty kardiologa.
W 1993 r. objął stanowisko ordynatora I Oddziału Wewnętrznego Radomskiego Szpitala Zespolonego. Tata marzył o nowoczesnym oddziale kardiologii, by mieszkańcy Radomia nie musieli się leczyć i czekać w kolejkach w większych ośrodkach. Dopiął swego! W 2000 r. oddział powstał. Pamiętam, że Tata organizował różne imprezy charytatywne, by zebrać pieniądze na ten cel, m.in. aukcje obrazów mojej cioci Barbary Wesołowskiej, których część była wystawiana w galerii w Nowym Jorku. Często sam kupował obrazy, żeby zwiększyć środki na budowę oddziału.
Ktoś by mógł pomyśleć, że osiągnięte zostało już wszystko, powstała radomska kardiologia. Nic bardziej mylnego, dla mojego Taty nie było już hamulca. Wiele razy mówił, że skoro mamy już oddział, to dlaczego nie stworzyć w nim najnowszych pracowni – hemodynamiki oraz wszczepiania stymulatorów. Jak pomyślał, tak się stało.
Gdy w 1993 r. objął funkcję ordynatora, stał się szefem wielu swoich kolegów, z którymi był na „ty”. To trudna sytuacja, łatwiej gdy ordynator przychodzi z zewnątrz. Ale mój Tata potrafił wszystko pogodzić, był i szefem, i kolegą. Budował sobie szacunek na oddziale nie metodą budzenia strachu i rządów twardej ręki, ale dzięki swojej wiedzy, doświadczeniu, umiejętnościom, którymi kolegom imponował. Tata zawsze szanował ludzi ambitnych, inwestował w wiedzę i doświadczenie kolegów, umożliwiając im bez ograniczeń zdobywanie specjalizacji, uczestniczenie we wszelkich kursach. A gdy już mieli odpowiednie kwalifikacje, usuwał się na bok, powierzając im kierowanie pracowniami. Tacie nie zależało na tytułach, wierzył w ludzi, w koleżeńskość, a przede wszystkim w kompetentne leczenie pacjentów.
W 2002 r. uzyskał tytuł doktora nauk medycznych w Akademii Medycznej w Warszawie, był autorem pracy „Rokowanie po zawale serca. Wartość prognostyczna różnych metod oceny dyspersji repolaryzacji”. Za swoje osiągnięcia został odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi.
Prywatnie realizował inną swoją pasję – bieganie. Tu także stawiał sobie wysokie cele. Biegał codziennie, bez względu na pogodę. Potrafił wyjść o 5.30 rano, by przebiec 10-15 km przed pracą. Startował w wielu półmaratonach i maratonach. Propagował zdrowy styl życia, dając wszystkim przykład swoją postawą. Cieszył się również z faktu, że Jego syn i córka Kasia wybrali ten piękny zawód, zawód lekarza. Role ordynatora, nauczyciela, wspaniałego doktora, przyjaciela, męża, najwspanialszego Ojca oraz dziadka pełnił do 30 maja 2015 r., kiedy o 7.10 po raz ostatni zabiło Jego kochane, wielkie serce. Odchodził na moich oczach, trzymałem Go za rękę. Tata odszedł na wieczny dyżur, przyjaciele mówią, że widocznie w Niebie potrzebowali dobrego kardiologa.
Tato, byłeś i zawsze będziesz moim nauczycielem, moim drogowskazem w coraz bardziej skomercjalizowanym świecie medycyny. Nie zapomnę o Twoich naukach i wartościach. Mam nadzieję, że kiedyś będę godny stanąć koło Ciebie i uścisnąć Twoją dłoń. Do zobaczenia kiedyś…

Wojciech Achremczyk

Archiwum