18 grudnia 2019

Otyłość – ciężki problem naszych czasów cz. 1

Jarosław Kosiaty

Na nadwagę lub otyłość cierpi obecnie już 40 proc. Polek i Polaków w wieku 25–29 lat, 55 proc. w wieku 35–39 lat i ponad 65 proc. po 50. roku życia – alarmuje dr Janusz Dobosz z Narodowego Centrum Kondycji Fizycznej AWF w Warszawie. Niestety, zbliżające się święta i polska tradycja obficie zastawionego stołu wigilijnego nie sprzyjają walce z tą plagą.

Neurolog Agnieszka Klimowicz, znana na Facebooku jako „Doktor Agnieszka”, opublikowała wpis, w którym przypomniała, że otyłość nie jest problemem wyłącznie estetycznym. Została za to ostro skrytykowana zarówno przez użytkowniczki serwisu, jak i w artykule na łamach „Wysokich Obcasów”*. „W imię poprawności politycznej mamy akceptować patologię?” – pyta zaskoczona lekarka.

„Będąc na wycieczce statkiem, poczyniłam wśród pasażerów pewne obserwacje. Jako lekarz tak już mam – zboczenie zawodowe. Otóż było tam sporo par i rzuciła mi się w oczy pewna dysproporcja. O ile faceci wyglądali niczego sobie, o tyle ich partnerki były po prostu grube. A mówi się, że to kobiety bardziej dbają o wygląd. (…) Otyłość jest albo objawem, albo powodem pojawienia się kolejnych chorób. Sama w sobie także jest chorobą” – napisała Klimowicz.

Czy to jest stygmatyzacja kobiet plus size?

Dziennikarka „Wysokich Obcasów” Katarzyna Seiler uznała wpis lekarki za ośmieszanie osób z nadwagą i stygmatyzację kobiet plus size. „Być może mężczyźni, których obserwowała Doktor Agnieszka podczas rejsu, widzą w swoich partnerkach coś więcej niż ciało. Albo, co pewnie jeszcze trudniejsze do zrozumienia, nie każdemu musi podobać się szczupła sylwetka” – napisała Seiler i zwróciła uwagę na wyniki badań statystycznych. Organizatorzy kampanii „Otyłość kontra zdrowie” poinformowali w kwietniu 2019 r., że nadwagę ma obecnie w Polsce łącznie 68 proc. mężczyzn i 53 proc. kobiet. „Łatwo zauważyć, mimo wnikliwych urlopowych badań wielu natchnionych uzdrowicieli narodu, że problem nadwagi u płci męskiej jest większy” – skomentowała dziennikarka.

„Czasami dziwi mnie, że lekarze, który wybierają metodę »potrząsania« pacjentami z nadwagą, nie boją się, że zniechęcą ludzi do pomocy medycznej. To prosta droga do tego, żeby osoby walczące z otyłością unikały lekarzy i nie szukały wsparcia profesjonalisty w swojej walce z chorobą ze strachu przed poniżeniem” – podsumowała Seiler.

Trudny temat do rozmowy

Czy dr Klimowicz miała rację, pisząc o „braku akceptacji dla patologii”? Czy niezależnie od przyczyny wizyty pacjenta w gabinecie powinniśmy podejmować temat otyłości i jak prowadzić rozmowy na ten temat? – zapytałem koleżanki i kolegów lekarzy na łamach portalu Esculap.com. Oto niektóre otrzymane przeze mnie listy i komentarze:

„Ludzie, którzy mają wskaźnik BMI na poziomie otyłości, palą i piją, powinni płacić wyższe składki zdrowotne. Oni nie dbają o zdrowie na własne życzenie. W szpitalach jest problem z transportem i zmianą pozycji ciała otyłych pacjentów. Obowiązek ten spada głównie na pielęgniarki i opiekunki (oba zawody są bardzo sfeminizowane), które w większości mają schorzenia kręgosłupa i narządu ruchu spowodowane pracą zawodową. Pani doktor ma rację, bo walczymy z otyłością, a obraz społeczeństwa nie zmienia się”.

„Przychodzą do gabinetów osoby z BMI 40–60 (!) i to jest dramat. 95 proc. otyłości to po prostu otyłość z obżarstwa. Próby usprawiedliwiania się: »mam tarczycę«, »mam insulinooporność«, »mam siedzącą pracę«, słyszę kilkanaście razy dziennie”.

„Ostatnio usłyszałam od mamusi grubego 12-latka, że oburzająca była moja uwaga o nadwadze syna (a była to tak naprawdę otyłość), a także informacje o problemach, jakie ten stan generuje, sugestie o potrzebie zmiany diety itd. W zasadzie to matka oczekiwała ode mnie przeprosin (!)”.

„Ja zwalam na siatki centylowe i na zapotrzebowanie kaloryczne. Pytam, czy pacjent sobie życzy, żeby w ogóle podejmować ten temat, bo każdy na prawo wyboru. Staram się zapisywać w kartotece, jak pacjent podchodzi do problemu otyłości. Jest to dla mnie jedna z trudniejszych rzeczy w poradni. Znowu niektórzy pacjenci skarżą się, że żaden lekarz im nie powiedział, że te stawy kolanowe, które ich bolą, to z nadwagi. Albo mówią, że u nich w rodzinie wszyscy są otyli i to jest rodzinne, a rodzina to świętość. Najgorzej, że nikt nic nie je! Powietrze na Śląsku takie kaloryczne! Za chwilę żarłacze i orki polubią jeść ludzi, bo będą pulchni jak foki”.

„Jak byłam dzieckiem, to z »nieumiarkowania w jedzeniu i piciu« trzeba się było spowiadać, gdyż uważano, że nadmierne jedzenie jest niemoralne, w sytuacji, gdy tak wielu ludzi głoduje. Proszę teraz coś takiego powiedzieć pacjentowi, kłopoty murowane. Przez pseudopoprawność polityczną doszliśmy do tego, że w ramach leczenia profesorowie medycyny zalecają wycięcie zdrowego żołądka”.

„Właśnie wypoczywam nad Bałtykiem. Deptakami przechadzają się całe rodziny chorujące na otyłość. Dzieci piją słodkie, gazowane napoje, jedzą tłuste frytki bądź zapiekanki i to wszystko zagryzają batonikiem. Rodzice dają na to przyzwolenie, ponieważ sami konsumują to, co ich zabija, powoli, ale jednak. Niestety, wygląda na to, że to nie urlopowy odpust, ale codzienność”.

„Mieszkam i pracuję od ponad 12 lat w Wielkiej Brytanii. Tu lekarz nie może pacjentowi powiedzieć wprost, że jest on otyły i ma coś z tym zrobić. To jest »patient’s dignity«, a gdzie jego zdrowie? Ta poprawność polityczna powoduje, że mieć pacjenta z BMI poniżej 30 to wygrana w totolotka. Uważam, że personel medyczny powinien dysponować prawem do zwrócenia uwagi pacjentowi na problem jego otyłości w normalny sposób. Mam wrażenie, że inaczej pacjenci i zazwyczaj także otyłe ich rodziny nie widzą problemu. Skoro lekarz jest happy, to oni też. Nie możemy w Polsce na oślep powielać tych złych schematów”.

„Sam schudłem 28 kg i stwierdzam, że problem jest podobnej natury, co alkoholizm, który w czasach mojego dzieciństwa był gloryfikowany przez »kulturę picia«, czyli coś, co jest nazywane kulturą, a jest jej przeciwieństwem. Podobnie rzecz ma się z jedzeniem. Współczesna cywilizacja jest oparta na konsumpcji i szybkiej przyjemności, a nie na rozumie, co powoduje, że przeciętny zjadacz chleba, je chleb i nie pozwoli, aby ktokolwiek mu szargał jego świętości (kromeczki białego pieczywka tostowego), mimo że już się dowiedział, że 45 lat z nadwagą 25 kg skraca mu życie co najmniej o siedem lat. (…) Nie należy jednak na siłę ratować uzależnionych ani tym bardziej współuzależnionych, bo stają się tylko bardzo nerwowi. Jeśli ktoś chce popełnić samobójstwo przy użyciu alkoholu, ma do tego prawo, jeśli ktoś chce się zażreć na śmierć – to nie należy mu w tym przeszkadzać. A gdyby ktoś chciał się dowiedzieć, jak schudnąć, to znajdzie sposób, drogę, osobę, algorytm”.

„Otyła pacjentka mówi mi, że codziennie zjada jedynie przysłowiową miskę ryżu. Jednak nie wspomina, że miska ma średnicę koła od wozu, ryż to pół kilo polane sosem z golonki i do tego na wierzchu porządny schabowy”.

A`   propos otyłości. Podobno niektóre pracownie tomografii komputerowej, zlokalizowane przy ogrodach zoologicznych, mają umowy na wykonywanie badań u ludzi”.

„Niestety, estetyka ciała, która była domeną starożytnych, poszła w kąt. Ciąża gastronomiczna mężczyzn i otyłość (bo nie powabna krągłość) kobiet są powszechne. Do tego można dodać stan fryzur i braki w uzębieniu. Po prostu ludzie o siebie nie dbają i w zakresie figury i stroju (wydziabane dziury w spodniach, owłosione letnie nogi kawalerów, pomięte koszule etc.). Ale co to ma wspólnego z dobieraniem się w pary?”.

„Przez ostatnich 15 lat ważyłam 60 kg, aktywna sportowo, dziennie biegałam 7–15 km. Wypadek, sześć miesięcy bez aktywności, dodatkowo stres, leki i przytyłam 15 kg. Też usłyszałam, że jestem grubaska. Zrobiło mi się strasznie przykro! Zawsze o siebie dbałam. Różnie w życiu jest”.

„Każda z czterech ciąż dokładała mi kolejny rozmiar. Po czwartym dziecku wykupiłam nawet karnet do klubu fitness. Zmarnowałam ponad tysiąc złotych, bo przez rok udało mi się wyrwać do niego kilka razy. Ojciec moich dzieci nadal nosi te same spodnie, co przed urodzeniem się pierwszego dziecka. Ja mam kartony złudzeń na półkach w piwnicy – Monika 36, Monika 38, Monika 40, Monika 42. Kolejne rozmiary po każdej ciąży czekają na czas, kiedy schudnę. Ale pewnie już nie schudnę. I nie na miejscu są komentarze, że trzeba było nie objadać się w ciąży, bo się nie objadałam. Mój ginekolog tłumaczył, że organizm gromadził zapasy na czas karmienia dziecka i braku mojej zdolności do zbierania pożywienia. Spełniłam marzenie mojego mężczyzny o dużej rodzinie. Nie jego ciało, ale moje zapłaciło za to znaczną cenę: leczenie hormonami i zabiegi pod narkozą przez kilka lat, żeby zajść w ciążę (po hormonach z rozmiaru 34 przeszłam na 36), cesarskie cięcia, operacja na przepuklinę, dodatkowe kilkanaście kilogramów. Może to mnie pani spotkała na tym statku. Dalej zastanawia się pani, dlaczego mój partner jest ze mną i co we mnie widzi?”.

„Sztuką jest medycyna i takie podejście do pacjenta, które nie obraża, tylko z szacunkiem i troską informuje o problemach zdrowotnych, dając nadzieję i motywację. Jest to trudny zawód. Otyłość dla nas, lekarzy, jest chorobą, a nie problemem estetycznym i na tym powinniśmy się skupiać. Naszą rolą jest informowanie, decyzję podejmuje pacjent: czy chce, czy nie chce się leczyć, jak w każdej chorobie. Wielokrotnie się spotkałam z problemami psychologicznymi i psychiatrycznymi leżącymi u podłoża otyłości, dlatego tak ważne jest dotarcie i znalezienie przyczyny. Nie oceniajmy, pomóżmy raczej, ile się da”. 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum